środa, 4 czerwca 2014

Kochaj! Warto! Cz. III - I Zapomnę o swojej krzywdzie.

Ostatnia część.
Mam nadzieję, że perypetie Ayi i Yokozawy 
jeszcze Was nie znudziły :D
Enjoy! :3 


Aya biegała z papierami między 3 a 4 piętrem.
Wszyscy pracownicy patrzyli na nią zdziwieni, ale nikt nie miał czasu o nic zapytać, bo dziewczyna znikała tak szybko, jak się pojawiała. W końcu Yokozawie udało się ją zatrzymać.
- Co się dzieje? W tym tempie skończycie całą tygodniową pracę.
- O to nam chodzi. Mam dzisiaj bardzo ważny mecz i chłopaki też chcą na niego pójść, więc musimy się do trzynastej wyrobić ze wszystkim, aby zdążyć.
- Mecz?
- Ta. Jeśli chcesz, to przyjdź. Hala "Akira" o piętnastej. Wstęp wolny.
Kotori pobiegła z powrotem do swojego biura.
- Mecz, co? - mruknął do siebie Yokozawa. - W takim razie ja również muszę skończyć wcześniej pracę.
Mężczyzna dotknął kieszeni marynarki, w której swoje miejsce znalazło pudełko z pierścionkiem.
***
Aya rozgrzewała się razem z dziewczynami z drużyny, podczas gdy Ritsu, Shouta i reszta zajęli miejsca na trybunach.
- Niezła jest. - skomentował Kisa, obserwując sprawne ruchy Ayi.
- No. W gimnazjum była najlepsza. Zawsze uwielbiałem patrzeć, jak gra. Widać było w tym pasję... Z resztą dalej tak jest. - zachwalał przyjaciółkę Onodera. - Na boisku jest naprawdę niesamowita. Zupełnie, jakby była jego częścią. Doskonale się bawi i to jest dla niej najważniejsze.
W tym samym czasie Yokozawa również zajął miejsce. Przyglądał się Kotori z podziwem. Nigdy wcześniej jej takiej nie widział. Tak skupionej.
"Przydałoby ci się w pracy takie skupienie.", pomyślał i uśmiechnął się.
Na gwizdek dziewczyny ustawiły się na liniach końcowych i przywitały z przeciwniczkami. Zaczął się mecz.
Pierwszy set wygrały przeciwniczki z wynikiem 23-25. Drugi zespół "Akiry" 30-28.
Trzeci był prawdziwą walką. Żadna ze stron nie odpuszczała i, pomimo zmęczenia, nie zwalniała tempa meczu.
Po skroniach Ayi spływały strużki potu. Rozejrzała się po zawodniczkach, które również były już wykończone.
"Jedna szybka akcja. Tylko jedna i odrobimy stratę... Musimy jeszcze zdobyć trzy punkty i nie pozwolić sobie na choćby najmniejszy błąd.", myślała dziewczyna.
Jednak błąd nastąpił.
Jedna z dziewcząt źle odbiła piłkę, która obrała kurs na aut.
- Libero! - wydarła się Kotori, ale zdała sobie sprawę, że dziewczyna nie dobiegnie.
Opuściła swoje miejsce i pobiegła w stronę piłki.
Tuż przed ścianą wyskoczyła, aby wykonać odbicie, które bezbłędnie jej się udało.
- Cover! - krzyknęła, zanim walnęła z impetem w ścianę. Osunęła się po niej.
Otworzyła oczy i zacisnęła zęby, aby powstrzymać się od jęku.
Piłka znowu była po ich stronie siatki.
- Wystaw mi! - Aya wstała szybko, aby zdążyć zrobić ścinę.
Wyskoczyła wysoko i z całej siły uderzyła w piłkę.
Upadła na ziemię. Czekała na decyzję sędziego.
Odgwizdał aut.
Mecz zakończył się wynikiem 49-51 dla przeciwnego zespołu.
W setach 2-1.
Aya uderzyła pięścią w parkiet. Z trudem hamowała wzbierające łzy wściekłości.
- Nie przejmuj się, senpai. - usłyszała nad sobą. - To było niesamowite.
Libero wyciągnęła w jej stronę dłoń i pomogła Kotori wstać.
- Dziękuję, Shiro-san. 
Drużyny podziękowały sobie za grę i poszły do szatni.
Młoda edytorka siedziała na ławce ze spuszczoną głową.
- Przepraszam was, dziewczyny. - szepnęła.
- Nie masz za co, Kotori-senpai. - odparła rozgrywająca Azusa. - Gdyby nie ty, nie zaszłybyśmy nawet tutaj.
- Właśnie! - w rozmowę włączyła się Shiro. - To TY nas tutaj zaprowadziłaś. Spróbujemy ponownie za rok. I wtedy na pewno nam się uda, prawda dziewczyny?
Shiro odpowiedział radosny okrzyk, co poprawiło Ayi humor.
- To był wyborny mecz, panienki. - do szatni wszedł trener. - Dałyście z siebie wszystko i jestem z was naprawdę dumny... Aya, nie przejmuj się. Twój ratunek tej piłki był wspaniały.
- Dziękuję, trenerze.
- Czekają na ciebie koledzy. Idź do nich... Dziewczyny, macie wolne... Aya.
- Tak?
- Pomożesz mi posprzątać halę?
- Jasne.
- My też pomożemy. - zaoferowała Azusa.
- Nie trzeba. Wracajcie do domu. - zapewniła Kotori i wyszła z szatni.
Na zewnątrz czekali na nią przyjaciele. Zawahała się, ale podeszła do nich, starając się uśmiechnąć. Nie dali się nabrać. Pomimo uśmiechu, w oczach Ayi zgromadziły się łzy, które natychmiast spłynęły po policzkach.
Ritsu przygarnął do siebie dziewczynę, aby ją pocieszyć.
- To był super mecz.
- Dałaś z siebie wszystko, senpai. - Kisa pogłaskał ją po włosach.
- Yup... Ale trochę głupio przegrać na własnym boisku. - wypalił Chiaki.
- Yoshino! -krzyknęli wszyscy, ale Kotori się roześmiała.
- Racja. - odparła, ścierając łzy. - Ale nie martw się. W przyszłym roku nie oddamy tak łatwo zwycięstwa. Damy z siebie jeszcze więcej!
Bojowy duch ponownie wstąpił w Ayę, co wywołało uśmiechy na twarzach mężczyzn.
- Muszę wracać posprzątać halę.
- Pomożemy ci. - zadeklarował Masamune.
- Nie trzeba.
Ale mężczyźni już szli w stronię hali.
Dziewczyna dała za wygrana i podążyła za nimi.
 ***
Yokozawa opierał się o barierkę, czekając na Ayę.
Zauważył drużynę "Akiry", kierującą się w stronę centrum miasta. Podszedł do nich.
- Nie wiecie może, gdzie jest Aya?
- Hm? Kotori-senpai została, aby pomóc naszemu trenerowi w posprzątaniu hali. Jeśli pan wróci, to na pewno się jeszcze zobaczycie.
- Dziękuję.
 Mężczyzna zostawił dziewczyny i ruszył w stronę wejścia do hali.
Jeszcze raz dotknął kieszeni z pierścionkiem.
"Wszystko gotowe", pomyślał. "Tylko spełnij swoją obietnicę i powiedz *Tak*"
***
Edytorzy zajęli się trybunami, a Aya razem z trenerem zajęła się boiskiem.
- To twoi współpracownicy? - zapytał mężczyzna w pewnym momencie.
- No prawie. Tamten wysoki z kolczykami to mój kuzyn, a niski z ciemnymi włosami i niebieskimi oczami to przyjaciel spoza biura.
- Mhm... Rozumiem... Miło z ich strony, że nam pomagają.
- Ta. Jak już coś sobie postanowią, to nie ma siły, aby ich od tego odwieść.
- Twój narzeczony był? - sensei zmienił temat.
- Hm? A. Tak, był. Ale to były narzeczony. Już nie jesteśmy ze sobą. 
- Heh... Rety, Aya... Prostaś jak budowa cepa.
- Ha? Onizuki-sensei! Co masz na myśli?
- Gdzie siedział?
- A skąd ja niby mam..? Rząd piąty miejsce ósme sektor F.
- Właśnie o tym mówię. Posłuchaj mnie, mała. Albo dajesz sobie z nim spokój i żyjesz, albo dalej o niego walczysz. Sprawa jest prosta.
- No wiem, ale...
Sensei przerwał dziewczynie skinieniem głowy. Wskazał za nią.
Kotori odwróciła się.
Z jednego z wejść dla drużyn wchodził właśnie Yokozawa.
- Ta.. Takafumi.
Edytorka mocno zacisnęła palce na kiju mopa.
- Rusz się, a nie - stoisz i czekasz na cud. - trener popchnął ją w stronę mężczyzny.
- Sensei! - dziewczyna odwróciła się w jego stronę i obrzuciła pretensjonalnym spojrzeniem, ale mężczyzna tylko dodał jej otuchy uśmiechem.
Aya zrobiła kilka kroków w stronę Yokozawy. Mop nadal trzymała przed sobą.
- Co sądzisz o meczu? Zawaliłyśmy, co?
- Był bardzo dobry. Nic sobie nie zrobiłaś?
- Ha?
- Chodzi o tamto uderzenie.
- Ah. Nie, nic mi nie jest. Miło, że się martwiłeś.
Nastała między nimi krótka cisza, którą przerwał Takafumi:
- Aya, posłuchaj... Czy ty... Mogłabyś do cholery gdzieś to odłożyć?! Chciałbym się oświadczyć TOBIE a nie mopowi!
Przedmiot wypadł dziewczynie z rąk z wrażenia. Jej serce zaczęło szybciej bić.
Mężczyzna uklęknął i wyciągnął z kieszeni pudełeczko.
- Aya, wyjdziesz za mnie?
Kotori zakryła usta dłonią, a w jej oczach pojawiły się łzy. Tym razem łzy szczęścia.
- Nie! Ona za ciebie nie wyjdzie! - Ritsu rzucił się na mężczyznę i zaczął go okładać.
Sytuacja bardzo szybko przerodziła się w bójkę, której pozostali tylko się przyglądali.
- A ty co? Strażnik jej ręki? Ona sama o tym zdecyduje!
- Nie! Bo znowu powie ci "tak" i popełni kolejny największy błąd życia.
- Przepraszam, ale czy ja mam tu coś do powiedzenia? - zapytała Aya.
- NIE!
Dziewczyna podniosła mopa i zdzieliła nim mężczyzn po głowach. 
- Wystarczy!
Onodera i Yokozawa odsunęli się od siebie.
Dziewczyna podeszła do przyjaciela i ujęła jego ręce.
- Ritsu, wiem, że się o mnie martwisz, ale jestem dorosła i sama o sobie zdecyduję. 
- Ech... Ale pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść.
- Wiem.
Kotori zwróciła się w stronę Yokozawy.
- Takafumi... Tak. Wyjdę za ciebie.
Podeszła do mężczyzny, który włożył jej pierścionek na palec. Ten sam, który podarował jej za pierwszym razem.
Dziewczyna dotknęła policzka swojego narzeczonego i przyciągnęła go do siebie, delikatnie całując.
Pierwszy zaczął klaskać Ritsu. Potem dołączyła się reszta, łącznie z trenerem.
- A tak bardzo nie chciałeś, aby za niego wychodziła. - Onizuki zwrócił Onoderze uwagę.
- No tak, ale... Czuję, że teraz będzie już dobrze.
Yokozawa i Kotori tulili się do siebie czule. Dziewczyna się śmiała.
- Byłoby bardziej romantycznie, gdyby Aya nie była w stroju siatkarskim. - skomentował Chiaki.
- Haha. Masz rację. - poparł go Yukina.
- Ale to było jej marzenie. - odparł spokojnie Ritsu.
- Ha?! - wszyscy szczerze się zdziwili.
- Zawsze chciała, aby jej wymarzony mężczyzna poprosił ją o rękę po meczu, kiedy ona będzie jeszcze w stroju i z ochraniaczami.
Mężczyźni zaczęli się po cichu śmiać, jednak nie umknęło to uwadze dziewczyny.
- Ej! Nie śmiać się z cudzych marzeń! - jednak jej samej nie udało się zachować powagi. - Jesteście okropni! - śmiała się razem z nimi.
Tą radosną chwilę przerwał jednak trener.
- No dobra, miło było, ale czy my możemy w końcu posprzątać tą salę?!
Wszyscy zabrali się do pracy i po pół godzinie hala była wysprzątana.
- To ja się lecę przebrać! Poczekajcie na mnie na dworze. - Aya zniknęła w szatni.
Mężczyźni pożegnali się z trenerem i wyszli na zewnątrz.
Aya pozbierała swoje rzeczy i podeszła jeszcze na chwilę do trenera.
- Dziękuję trenerze, za te wszystkie lata, przez które mnie pan przygotowywał na meczów.
- Hm? Co jest, Aya? Gadasz, jakbyś miała odejść.
- No, bo... Zawiodłam. Gdybym tylko uderzyła lżej.
- A tobie dalej o to? Mówiłem ci już, nie przejmuj się. Tamte zawodniczki grają na światowym poziomie. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że przegracie minimalną różnicą punktów. Jestem z was dumny. I nie waż się odchodzić. Jesteś tutaj, odkąd założyłem klub. Jesteś jedyną zawodniczką, która ostała się z pierwszego składu. Dlatego nie odchodź. Potrzebujemy się.
- Ale..!
- Żadnego "ale". Nie odchodzisz i koniec. Kropka!
Dziewczyna roześmiała się.
- No dobrze.
Onizuki przytulił swoją podopieczną.
- I gratuluję, Aya. Życzę ci dużo szczęścia.
- Dziękuję.
- No, leć już. Czekają na ciebie.
- Hai!
Dziewczyna pomachała trenerowi na pożegnanie i pobiegła w stronę wyjścia.
***
Mężczyźni czekali na przyjaciółkę, opierając się o barierki. Powoli zapadał zmrok.
Ritsu podszedł do Yokozawy.
- Nie wybaczę ci, jeżeli ona znowu będzie przez ciebie płakać.
- Nie będzie. Postaram się o to.
***
Aya biegła roześmiana ciemnym, opustoszałym korytarzem.
Nareszcie była w pełni szczęśliwa.


by #Sora


PS W tekście nie jest to za bardzo ukazane, ale między zerwaniem zaręczyn a ich odnowieniem minęły niecałe 3 miesiące ;)

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Nie kochaj. Warto. Cz. II - Wybaczę Ci.

Druga część do "Nie kochaj. Nie warto..." 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba!
:D


Po tygodniu Aya wróciła do domu.
Ritsu z resztą współpracowników ustalili, że cały czas ktoś będzie z szefową, aby jej pilnować. Dziewczynie nie do końca podobał się ten pomysł. Mieli w końcu robotę do wykonania, a w biurze nieobecne były przez jej sytuację dwie osoby.
- Hatori-kun. - odezwała się pewnego dnia Kotori. - Wracaj do biura. Mamy teraz gorący okres w wydawnictwie. Powinieneś tam być.
- Nie ma mowy.
- Czuję się już o wiele lepiej. Naprawdę.
- Nie zostawię cię samej, Aya.
Kobieta dała za wygraną. Nie było sensu się kłócić z Hatorim. I tak nie odpuści.
- Chyba, że ... - Tori wpadł na pomysł. - Chiaki z tobą posiedzi.
- Spoko. Dawno się z nim nie widziałam... A nie gonią go żadne terminy?
- Nie... Zaraz do niego zadzwonię.
Po kilku minutach do mieszkania dziewczyny zadzwonił Yoshino.
- To ja się zbieram. - rzucił na pożegnanie Hatori.
- Pa!
Aya zaprosiła Chiakiego do środka i zrobiła mu herbaty. Siedzieli przez chwilę w ciszy, którą przerwał mangaka.
- Jak się czujesz, Aya?
- Już lepiej. Dziękuję. A co u ciebie? Słyszałam, że masz na razie spokój.
- Taa... W końcu Tori nie ma się do czego przyczepić. - zaśmiał się chłopak.
Aya również zaczęła się śmiać. Po chwili rozmawiali już luźno, tak jak kiedyś. Żartowali i śmiali się, opowiadając sobie różne zabawne momenty z czasów szkoły.
- Tak się cieszę, że przyszedłeś! - powiedziała w pewnym momencie Aya. - W końcu ktoś, kto nie siedzi jak na szpilkach i bacznie mnie nie obserwuje. Robiło się to już naprawdę wkurzające... No ale sama jestem sobie winna.
- To nie była twoja wina. - zaprzeczył Yoshino. - Ty...
- Tak?
- Nadal nosisz pierścionek zaręczynowy!
- N-no tak... Wow. Jesteś pierwszą osobą, która to zauważyła.
- Dlaczego? Nie lepiej po prostu o nim zapomnieć?
- Jasne, że tak. Ale wiesz, Chiaki? Chyba między nami było to coś, co ludzie nazywają tą jedyną, prawdziwą miłością... Właśnie dlatego jest mi tak ciężko...
- Powiedz mu.
- Co?! Przecież dał mi jasny przekaz. Nie będę się narzucać.
- Nie narzucasz się. Po prostu powiedz, że go kochasz i odejdź. Będziesz miała czyste sumienie.
Rozmowę przyjaciół przerwał dzwonek do drzwi.
- Ha? Nie przypominam sobie, abym coś zamawiała. - Aya chciała wstać, ale uprzedził ją Yoshino.
Wrócił z bukietem kwiatów.
- Są dla ciebie, Aya.
- Jakbym się nie domyśliła. - odparła dziewczyna ironicznie. - Od kogo?
Yoshino wzruszył ramionami.
- Ale jest bilecik.
Podał kwiaty dziewczynie. Na małej karteczce było napisane tylko jedno słowo: "Przepraszam".
- To od niego. - szepnęła Aya.
Chłopak uśmiechnął się.
Kotori wsadziła kwiaty do wazonu i zaczęła się przebierać.
- Chiaki, zamknij drzwi, gdy będziesz wychodził! - krzyknęła na pożegnanie.
- Hej! Dokąd to?
- Do Yokozawy. Podziękować za kwiaty i powiedzieć, jak bardzo go kocham!
Zdziwienie ustąpiło z twarzy Yoshino i jego miejsce zajął czuły uśmiech.
- Powodzenia, Aya-chan.
***
Aya wbiegła zdyszana do biura, co zszokowało wszystkich jej współpracowników.
- Aya, co ty... - Takano już chciał sprawić jej burę, ale dziewczyna przerwała mu między jednym sapnięciem a drugim.
- Jest... Dzisiaj... Yokozawa?
- Nie. Wziął wolne. Aya, dlaczego tutaj...
Ale dziewczyny już nie było. Wybiegła z budynku i ruszyła w stronę domu Takafumiego.
***
Yokozawa usłyszał silne walenie w drzwi, które z każdą chwilą robiło się coraz głośniejsze.
- Idę, idę. Co to, pali się gdzieś, czy jak?
Ledwo otworzył drzwi i już miał na kogoś na szyi. Zachwiał się i przewrócił. Chwilę trwało, zanim skojarzył, kto na nim leży.
- Aya. Co ty tu robisz?
- Przyszłam podziękować za kwiaty... I powiedzieć, jak bardzo cię kocham, Takafumi.
Źrenice Yokozawy rozszerzyły się. Objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił.
- Ale... - Aya po chwili się od niego odsunęła, choć nadal na nim siedziała. - Chcę ci go oddać.
Zdjęła pierścionek zaręczynowy i włożyła go w dłoń mężczyzny.
- Zwalniam cię z obietnicy. - powiedziała, uśmiechając się czule. - Ale jeśli będziesz kiedyś chciał wrócić, przyjmę go znowu. Będę czekać. Nieważne, jak długo. Ale jeśli nie będziesz chciał - zrozumiem.
Dziewczyna wstała, to samo zrobił Yokozawa.
- Aya...
- Przepraszam, że tak wtargnęłam... Chciałam po prostu jeszcze raz móc cię przytulić. - oczy Ayi zaszkliły się. - Do zobaczenia w pracy.
Kotori odwróciła się i szybko wyszła z mieszkania.
***
Aya długo błąkała się po ulicach miasta nim postanowiła wrócić do domu.
Gdy otworzyła drzwi mieszkania, przywitał ją wściekły Ritsu.
- Gdzieś ty była?!
- Nie twój interes.
- Aya, martwiliśmy się o ciebie!
- Nie ma o co! Jestem dorosła, Ritsu. Potrafię o siebie zadbać.
- Miałaś do końca zwolnienia nie wychodzić z domu.
- Nie potrafiłam już wytrzymać! Cały tydzień w czterech ścianach, przy facetach, którzy wiecznie na ciebie patrzą z grobową miną, zamiast porozmawiać i się pośmiać! Gdyby Chiaki nie przyszedł to bym chyba zapomniała znaczenia tego słowa!
- Miał cię pilnować, a tymczasem...
- Ej, odczep się. To nie była jego wina!
Przyjaciele zamilkli. Dopiero po kilku minutach odezwała się Aya:
- Byłam u Yokozawy.
- Tak myślałem. - prychnął Onodera. - Przysłał ci kwiaty, a ty już do niego lecisz. Jesteś żałosna.
Aya wymierzyła Ritsu siarczysty policzek.
- Zerwałam zaręczyny.
Dziewczyna weszła do swojego pokoju, pozostawiając zdziwionego przyjaciela samemu sobie. Po chwili otrząsnął się i wszedł za Ayą. Siedziała na parapecie.
Przed Onoderą stanął widok z tamtego dnia. Podbiegł do przyjaciółki i przytulił ją. Oddychał szybko.
- Co się stało? Ritsu!
- Kiedy to się stało... Też tutaj siedziałaś...
- Często tu przesiaduję. To moje ulubione miejsce w mieszkaniu.
- Przepraszam, Aya. Nie powinienem tak mówić.
- Ja też przepraszam. Za to, że cię uderzyłam.
Dziewczyna wstała i uśmiechnęła się promiennie do Onodery. Chłopak również odpowiedział uśmiechem.
- I co teraz?
- Jak to "co"? W poniedziałek wracam do pracy. Poza tym muszę się przygotować do zawodów. Zawaliłam sobie trochę treningów i muszę je odrobić!
Ritsu zaczął się śmiać.
- No co? - zapytała zdziwiona Kotori, ale i ona po chwili się śmiała.


by #Sora

piątek, 23 maja 2014

Radzimy sobie.

Koushi wpatrywał się zaskoczony w siostrę.
- Nie chcę z tobą mieszkać. - powtórzyła Makoto.
- Ale.. Czemu, Mako?
- Żegnaj, bracie.
Dziewczyna odwróciła się i odeszła ze starszą panią. Koushi próbował za nią biec, ale im bardziej przyspieszał, tym bardziej jego siostra się oddalała. W pewnej chwili potknął się i upadł. Chwilę pozostał w tej pozycji, pozwalając spływać łzom, po czym ponownie się zerwał, aby dogonić Makoto.
***
Koushi Sugawara usiadł gwałtownie na łóżku. Czuł, jak zalewa go pot, oddychał szybko i chaotycznie. Chwilę to trwało, nim uświadomił sobie, że śnił mu się koszmar. Że odejście jego ukochanej młodszej siostry było tylko złym snem, który już się skończył.
Suga schował twarz w dłoniach, próbując opanować oddech i cisnące się do oczu łzy.
Wzdrygnął się lekko, gdy poczuł na swoim karku coś chłodnego i mokrego. Ręcznik.
Uniósł głowę i zobaczył zatroskaną twarz Makoto.
Dziewczyna podała mu szklankę wody.
Upił kilka łyków i oparł czoło o krawędź naczynia.
Mako zabrała bratu szklankę i usiadła przy nim. Wpatrywała się w jego twarz.
Koushi nie chciał martwić siostry, więc uśmiechnął się słabo.
Ten gest upewnił jednak Makoto w przekonaniu, że brat jej potrzebuje. Mocno go do siebie przytuliła, a on zacisnął palce na jej koszulce.
Mako poczuła ciepłe łzy Sugi na swoim ramieniu.
- Dziękuję... - odezwał się chłopak. - Że ze mną zostałaś...
Oczy Makoto również się zaszkliły. Zaczęła gładzić brata po włosach.
- Jesteśmy rodziną. A rodzina powinna trzymać się razem... Myślę, że rodzice byliby z nas dumni. I gdziekolwiek teraz są, na pewno nad nami czuwają.
- Kocham cię, Makoto.
- Ja też cię kocham, braciszku.
Suga wstał i otworzył drzwi prowadzące do ogrodu. Odetchnął świeżym powietrzem. Mako po chwili dołączyła do niego.
Brat objął ją, a Makoto mocno się w niego wtuliła. Przymknęła oczy.
Koushi spojrzał w błękitne, poranne niebo.
"Mamo. Tato. Radzimy sobie. Nie pozwolę nikomu odebrać Makoto. Bardzo za wami tęsknimy, ale mamy siebie. Wiem, że zawsze mogę liczyć na Mako i ona wie, że zawsze może liczyć na mnie. Kocham was."

by #Sora

Nie wiem jak Wy, ale ja uważam,
że to opowiadanie wcale nie jest smutne :)
Może trochę melancholijne, ale na pewno
nie jest smutne <3
 Sora.

Nie kochaj. Nie warto. Cz. I - Otul mnie szkarłatną cieczą.

 Coś mam wenę na takie smutasy Q.Q
Enjoy! :)
Sora.

Aya już od trzech dni nie pojawiała się w pracy. Zmartwiło to wszystkich jej współpracowników. Onodera nie potrafił się dodzwonić do przyjaciółki, co jeszcze bardziej ich dziwiło.
- Jadę do niej. - zdecydował Ritsu. - Spotkajmy się w kafejce.
- Ok. Będziemy czekać. - zapewnił Kisa.
Onodera popędził na stację. Udało mu się złapać pociąg i po kilkunastu minutach sterczał przed mieszkaniem Ayi.
- Aya-chan. Otwórz. To ja, Ritsu. - zrezygnowany wyciągnął klucze i otworzył mieszkanie. - Wchodzę!
Dziewczyna siedziała na kanapie owinięta kocem. Nawet nie spojrzała w stronę gościa, tylko jeszcze szczelniej się otuliła.
Ritsu podszedł do niej i usiadł obok na kanapie.
- Co się stało? - dotknął jej ramienia. - Aya, powiedz mi.
Kotori odwróciła się i mocno wtuliła w przyjaciela. Zaczęła szlochać.
- On... On powiedział, że... że już... że już nie potrafi ze mną być...
Onodera zrozumiał. Przyjaciółce chodziło o Yokozawę. Mężczyzna poczuł ogromny gniew, że ktoś śmiał tak mocno zranić jedną z najbliższych mu osób.
Pozwolił Ayi się wypłakać. Gdy się już uspokoiła i delikatnie odsunęła, zobaczył coś, co wprawiło go w osłupienie. Koszulę miał pobrudzoną krwią. Chwycił za nadgarstek Kotori i uniósł go. Zobaczył pełno krwawych kresek. Wszystkie świeże.
- Aya... - spojrzał ze strachem na przyjaciółkę.
W drugiej ręce trzymała nożyk. Drugi nadgarstek również był pocięty.
- Zabiję tego pojeba! - Ritsu, niewiele myśląc, wybiegł z mieszkania dziewczyny.
W kilka minut dobiegł do kafejki, w której był umówiony ze współpracownikami. Siedział tam również Yokozawa. Rzucił mu mordercze spojrzenie, ale zanim zdążył coś powiedzieć, rozmowę zaczął Kisa.
- I co z Ayą? Wiesz czemu jej nie ma?
- Wiem! Nie ma jej, bo ten pieprzony debil powiedział, że już nie chce z nią być!!! - krzyczał na cały głos Onodera. Na szczęście w kafejce nie było nikogo poza nimi. Zwrócił się bezpośrednio do Yokozawy. - Wiesz co ona przez ciebie zrobiła?! Znowu zaczęła się ciąć!!! Nie robiła tego przez tyle lat, a teraz..!
- Chwila, chwila! - wtrącił się Masamune. - Aya się cięła?
- W gimnazjum. Udało jej się z tego wyjść, ale teraz znowu!
Yokozawa siedział oszołomiony sytuacją. 
- Mam ci dać dowód?! Popatrz na moją koszulę! I na no... - Ritsu zaczął grzebać w kieszeni, ale nie znalazł nożyka. - CHOLERA! Zostawiłem u niej nożyk! Musimy tam biec, zanim zrobi sobie jeszcze większą krzywdę!
Wszyscy wybiegli z kafejki w stronę mieszkania swojej szefowej. Wtargnęli do niego i zaczęli szukać Ayi.
Siedziała na szerokim parapecie w swoim pokoju, przy zasłoniętym oknie. Była nieprzytomna, a z przedramienia lała się krew.
- Dzwońcie po pogotowie! - krzyknął Ritsu. - Kisa-san, pomóż mi zatamować krwawienie.
Karetka przyjechała szybko i zabrali Kotori do szpitala. Przyjaciele pojechali razem z nią.
Czekali na korytarzu, aż lekarz powie im, że Aya się ocknęła i mogą wejść. Stało się to po około dwóch godzinach. Ritsu i Shouta weszli do sali. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo na ich widok i zaniosła się płaczem. Onodera usiadł obok niej i mocno do siebie przytulił. Kisa usiadł z drugiej strony i głaskał przyjaciółkę po włosach. Po chwili również ją objął.
- Nie pozwolimy ci odejść. - szepnął.
Aya starła łzy z twarzy. Poczuła się przy nich bezpiecznie.
W drzwiach stanął Yokozawa. Dziewczyna obrzuciła go smutnym wzrokiem.
- Idź stąd.
- Aya, ja...
- Wynoś się stąd!
Shouta przytuli do siebie Ayę i razem z Onoderą rzucili Takafumiemu mordercze spojrzenia.
Mężczyzna wyszedł z pokoju i korytarzem ruszył w stronę wyjścia z budynku. Gdy znalazł się już na zewnątrz, zasłonił usta dłonią.
Yokozawa Takafumi po raz pierwszy od wielu miesięcy płakał.

by #Sora


czwartek, 22 maja 2014

Powiedz coś..!

"Zawsze mówimy
Jak jest naprawdę
A prawda
Jest taka, że naprawdę tęsknię"
Avril Lavigne "Wish You Were Here"
 
 
 Haruka wracała ze szkoły tą samą drogą, co zwykle. Z tymi samymi słuchawkami, co zwykle i z tą samą muzyką, co zwykle. 
Spojrzała za siebie. Dwóch chłopaków i dziewczyna szli równoległą uliczką.
Haruka westchnęła. Jeszcze kilka tygodni temu szłaby z nimi. Ale nie teraz. 
Poczuła ukłucie w sercu. 
To była jej decyzja. I dobrze o tym wiedziała.
***
- Haruka! Daj mi pożyczyć zeszyt z japońskiego, bo mi będzie sprawdzać, a muszę przepisać! - krzyknął Takahiro.
- A "proszę" to już nie łaska? - zapytała zrezygnowana dziewczyna, podając zeszyt przyjacielowi.
- Dzięki. Dupę mi ratujesz. 
- Jak zwykle...
Haruka wróciła do swojego lunchu. Ale tylko na chwilę, bo przybiegł do niej Kaoru - drugi najlepszy przyjaciel z dzieciństwa.
- Haru, dasz odpisać biologię? Wiesz, że babka mnie nie znosi, a nie zrobiłem notatki i zadania, a na bank będzie mnie pytać.
- Ech... Co ja z wami mam. 
Dziewczyna zaczęła grzebać w plecaku i wyjęła z niego zeszyt.
- Prosz.
- Dzięki. Wiszę ci czekoladę.
- Którą to już?
Chłopak tylko się zaśmiał i wrócił do swojej ławki.
Haruka dokończyła bento w spokoju i ledwo zdążyła schować pudełko, w drzwiach pojawiła się jej przyjaciółka Manami. Haru wstała i podeszła do niej. Cmoknęły się na przywitanie w policzki.
- Ohayo, Mana-chan
- Ohayo. Co tam? 
- Dwa pożyczone zeszyty. 
- Haha! Znowu się obijają?
- Ta. I jak zwykle ode mnie biorą notatki... Wyłysieję przy nich..
- Tylko nie to! Masz za długie włosy!
Rozmowę przerwał dziewczynom dzwonek. 
- To do zobaczenia po szkole, Haru!
- Pa.
***
Haruka skończyła sprzątać i wzięła swoje rzeczy. Nie znosiła mieć dyżuru przy sprzątaniu. 
Wyszła przed budynek i rozejrzała się za przyjaciółmi. Nigdzie ich nie było. Przeszła się przez plac w tą i z powrotem. Zrezygnowana wyciągnęła słuchawki i puściła muzykę.
***
Następnego dnia Haruka została obrzucona wątami o to, że nie poczekała na przyjaciół.
- Ha?! Przecież miałam dyżur! To WY nie czekaliście na mnie!
- Naprawdę? - Manami spojrzała na nią z powątpiewaniem. 
- Sprawdź sobie tablicę. 
Haruka zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia ze szkoły.
Zatrzymał ją głos przyjaciół.
- Haru, czekaj! - krzyczał za nią Kaoru.
- Nie wracamy razem? - zapytała Mana ze smutkiem.
Haruka spojrzała na nich ze złością.
- Nagle wam się zachciało?
- Sprawdziliśmy tablicę. Na serio miałaś dyżur. - powiedział Takahiro.
- Pierdolisz? Wiecie co? Gońcie się.
Wcisnęła słuchawki w uszy i ruszyła w swoją stronę.
***
Od tamtego dnia przyjaciele przestali wracać z Haruką. Takahiro i Kaoru nie zwracali na to uwagi. Uważali, że jeśli dziewczyna zechce, to znowu zacznie z nimi wracać. Manami miała inne zdanie. Chciała porozmawiać z przyjaciółką, ale ta skutecznie i konsekwentnie jej unikała. Jednak mimo to, Mana zauważyła, że wiecznie roześmiana i pogodna dziewczyna, którą była Haruka odeszła. Na jej miejscu pojawiła się smutna, zdołowana, chodząca z zaszklonymi oczami zjawa.
- Słuchajcie. - zaczęła Mana. - Musimy dzisiaj zmusić Harukę, aby szła z nami. Zrozumiano?
- Ale czemu? - spytał Kaoru. - Skoro nie chce, to dajmy jej spokój. Jeszcze się tylko wkurzy. 
 - Ty widziałeś, co się z nią dzieje? Cały czas chodzi smutna i nas unika. 
- Kaoru ma rację. - poparł przyjaciela Takahiro. - Dajmy jej spokój. Przejdzie jej. Zawsze jej przechodzi.
- Tylko teraz nie jest tak, jak zawsze! I to po niej widać. Haru jest zbyt dumna, aby przyjść. Dlatego to MY musimy się postarać!
Przyjaciele długo jeszcze wymieniali swoje racje i w końcu stanęło na tym, że zgarniają Haru i wracają razem.
Tak też zrobili.
Haruka się nie opierała. Po prostu szła za nimi nie włączając się w rozmowę. Co jakiś czas tylko coś potwierdzała lub zaprzeczała, jeśli Mana pytała się ją o zdanie. Jednak w pewnym momencie Manami, Takahiro i Kaoru zupełnie oddali się rozmowie między sobą. Haruka wyłapywała z niej pojedyncze słowa i zdania. Ale tylko jedno z rozmowy zapadło dziewczynie w pamięć. To były słowa Many:
- Wszystko się kiedyś kończy. Nasza przyjaźń też się skończy.
Te dwa zdania sprawiły, że coś w sercu Haruki pękło. Upewniła się, że nikt nie zwraca na nią uwagi i skorzystała z okazji. Skręciła w uliczkę, prowadzącą do jej domu.
Przyjaciele się nie zorientowali.
***
Zaniepokojona Manami po raz kolejny wybrała numer Haruki. Jednak przyjaciółka nie odbierała. W końcu Mana dała za wygraną i rzuciła się na łóżko. Jeszcze raz sprawdziła bez celu telefon. Zdała sobie sprawę, że dostała SMS-a. Od Haru.
Spotkajmy się przy huśtawkach. Tylko Ty i ja. Haru.
Manami natychmiast wybiegła w domu i popędziła na ustalone miejsce. Haru już na nią czekała. 
- Jestem! Co się stało?
- Chciałam porozmawiać.
- Tak? Super. Ja też! Co się z tobą dzieje? Unikasz nas, cały czas płaczesz. Co się dzieje?
Manami chciała przytulić przyjaciółkę, ale ta ją odepchnęła.
- Przestań. Bo będzie jeszcze trudniej.
- Trudniej? O czym ty mówisz?
- Powiedziałaś, że wszystko się kiedyś kończy. I że nasza przyjaźń również się skończy. 
- No tak. Gdy umrzemy, to się skończy. Ja nie myślałam o teraz!
Odpowiedziała jej cisza. Haru spuściła wzrok.
- Haruka... Proszę, wróć do nas.
- Nadal nie rozumiesz? To jest pożegnanie, Mana.
Manami zakryła usta dłońmi.
- Ale... Dlaczego?! - krzyknęła. - Co my ci zrobiliśmy?! Chodzi o tamten dzień?! O to, że dzisiaj tak chamsko cię olaliśmy?! Przepraszam! Dlaczego nie może być tak, jak dawniej?
Haruka milczała. W jej oczach zebrały się łzy.
- Haru... Dlaczego nie chcesz się już z nami przyjaźnić?
- To nie tak, że nie chcę.
- A jak?!
- Ja już nie potrafię się z wami przyjaźnić... Proszę, jeśli naprawdę uważałaś mnie za swoją przyjaciółkę, to spełnij moje ostatnie życzenie. Zaprzyjaźnijcie się na nowo. Ty, Takahiro i Kaoru. Zaprzyjaźnijcie się tak, jakbym nigdy nie istniała. Dobrze?
Po policzkach Haru spływały łzy, ale uśmiechała się.
- Nie... - Manami próbowała protestować.
Jednak przyjaciółka rzuciła jej jeszcze jeden ciepły uśmiech i odeszła.
***
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Manami przekazała chłopakom słowa Haruki i trójka przyjaciół odcięła się od dziewczyny.
Mana wysłała do przyjaciółki jeszcze ostatniego SMS-a:
Jeśli tylko zechcesz - wróć. Będziemy czekać i zawsze znajdziesz przy nas swoje miejsce.
Haru odczytała tą wiadomość po raz tysięczny i jej oczy po raz tysięczny się zaszkliły.
- Ale to była moje decyzja. - szepnęła do siebie.
Spojrzała jeszcze raz na znikające postacie.
- A więc to tak wygląda koniec?
Wcisnęła słuchawki w uszy i ruszyła w stronę swojego domu.
Z jej policzków co chwilę kapały łzy.


by #Sora

I znowu koszmarny dzień. 
Tym razem opowiadanie napisane pod wpływem ogromnego smutku...
No cóż.
Zdarza się...

Sora.

czwartek, 15 maja 2014

Już dawno się w Tobie zakochałam.

Dawno nie pisałam Q.Q
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. 

Enjoy! :D 

Rina kończyła właśnie wyrywać chwasty w ogrodzie, kiedy zaskoczył ją znajomy głos.
- Więc to tutaj się przeprowadziłaś?
Dziewczyna odwróciła się, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Noir! Co tutaj robisz?
- Przyjechałem odwiedzić przyjaciół.
Chłopak mocno przytulił dziewczynę do siebie.
- Hej! Mam brudne ręce, pobrudzisz się!
- Nie szkodzi.
Rina zaczęła się śmiać i objęła Noira.
- Cudownie cię znowu widzieć.
Chłopak wypuścił dziewczynę z uścisku.
- Idę umyć ręce i się przebrać, a ty się rozgość. - rzuciła, znikając za drzwiami domu.
Mężczyzna rozejrzał się po ogrodzie. Kwitło w nim wiele kwiatów. Tulipany, róże, lawenda, fiołki. On jednak przykucnął przy najskromniejszych.
- Wasurenagusa. - szepnął.
- Zasadziłam je dla ciebie. Abyś nigdy nie zapomniał.
Rina pojawiła się z powrotem w drzwiach.
- Nie zapomnę. - Noir stanął przy niej, spoglądając w błękitne oczy dziewczyny.
Trwali tak przez kilka minut. Żadne z nich nie chciało się ruszyć. Oboje pragnęli, aby ta cicha chwila i otaczające ich uczucie nigdy nie znikły.
Ciszę przerwał Noir.
- Chciałem cię o coś zapytać.
- Tak?
- Gdzie jest nasze miejsce? Widziałem je w twoim pocisku listowym, ale nie wiem jak do niego dojść. Pokażesz mi?
- Oczywiście! Chodź.
Dziewczyna chwyciła Noira za rękę i pociągnęła za sobą.
Szli bocznymi uliczkami miasta, z dala od tłumów Yuusari.
- Nasze miejsce to taras widokowy, na który nikt od lat nie przychodził. - zaczęła wyjaśniać Rina. - Pokazałeś mi go w moje trzynaste urodziny. Widać z niego całe Yuusari... Nawet gdy Gauche odszedł, bardzo często tam przychodziłam. Dalej tam przychodzę. I dalej pozostaje to naszą tajemnicą.
Noir uśmiechnął się. Dziewczyna nadal trzymała go za rękę i był pewien, że nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciał jednak, aby go puszczała. Dotyk jej ciepłej dłoni sprawiał mu przyjemność.
Po kilku minutach doszli do tarasu. Dopiero tam Rina uwolniła z uścisku jego dłoń.
- Oto nasze miejsce. - gestem otoczyła maleńki plac.
Usiadła na balustradzie tarasu i spojrzeniem zachęciła Noira aby do niej dołączył. Chłopak dosiadł się. Rina spoglądał na panoramę Yuusari, zaś Noir bacznie ją obserwował.
- Rina... - odezwał się w końcu.
- Tak? - dziewczyna zwróciła się w jego stronę.
Teraz to ona obserwowała każdy jego ruch. Jej mądre oczy śledziły oddech i nerwowe przekładanie dłoni.
- Stało się coś?
- Chciałbym się jeszcze o coś spytać.
- Słucham. O co chodzi?
Uśmiechała się. A to jeszcze bardziej peszyło Noira.
- Wiesz ja... Zastanawiałem się czy...
Chłopak sięgnął za pazuchę i wyjął małe, kwadratowe pudełeczko.
- Czy za mnie wyjdziesz...
Z twarzy Riny zniknął uśmiech. Zastąpiło go zdziwienie, a w oczach było widać strach. Spuściła wzrok.
- Noir...
- Ja wiem, że kochałaś i pewnie nadal kochasz Gauche'a. I na pewno jest ci trudno przyjąć to, że już nim nie jestem... Rozumiem, że się boisz. Na twoim miejscu też bym się bał... Ale proszę! Spróbuj mi zaufać... Kocham cię, Rina. I chcę, abyś była szczęśliwa. Dlatego przyjmę twoją odmowę bez sprzeciwu i nie będę naciskał... Ale proszę tylko o jedną szansę... Dałabyś radę pokochać mnie tak jak kiedyś Gauche'a?
Odpowiedziała mu cisza. Chłopak opuścił głowę. Jednak po chwili chłodna dłoń Riny dotknęła jego policzka i delikatnie, lecz stanowczo uniosła głowę, zmuszając byłego marudera do spojrzenia sobie w oczy. Ponownie pojawiła się w nich czułość, a twarz ozdobił delikatny uśmiech.
- Noir... Już dawno się w tobie zakochałam. Tak. Wyjdę za ciebie.
Chłopak włożył dziewczynie pierścionek na palec. Przytulili się powoli. Aby jak najdłużej móc zatrzymać tą piękną chwilę w swoich ramionach.
Rina przysunęła się bliżej Noira i jeszcze mocniej wtuliła się w jego tors. On owinął ją peleryną, aby chłód nocy nic jej nie zrobił. Czuł, że dziewczyna zasypia. Ucałował jej włosy i szepnął do ucha:
- Już nigdy cię nie puszczę.

by #Sora

Tłumacz:
Wasurenagusa - niezapominajka
Rina - zielony jaśmin
Noir - czarny (z francuskiego)

środa, 30 kwietnia 2014

Pain is my best friend.

Takie trochę smutnawe ._. Napisałam to pod wpływem Mangi "CUT" Polecam ją Wam. Płakałam na niej. Piękna <3


Z Yukio przyjaźniłam się niemalże od zawsze. Wspólna podstawówka, gimnazjum. Mieszkamy obok siebie, więc w dzieciństwie często bawiliśmy się na jednym placu zabaw. Yuki-chan zawsze chronił mnie przed chuliganami, choć często przez to obrywał. Zawsze się mną opiekował, nocowałam u niego, gdy moi rodzice się kłócili. Zawsze mnie pocieszał. Taki właśnie jest mój najlepszy przyjaciel. Yukio Kasamatsu.
~~~
Skończyłam się przygotowywać na mecz. Na policzkach wymalowałam sobie barwy liceum Kaijo. Byłam gotowa, aby kibicować swojemu przyjacielowi, w jednym z jego ważniejszych meczy. O ile nie najważniejszym. Porwałam z szafki torbę i wybiegłam na ulicę. Yukio już na mnie czekał.
- Oi! Spóźniłaś się, Hora-chan.
- Gomene. Make-up mi trochę zajął. Ohayo, Yuki-chan. - cmoknęłam przyjaciela w policzek.
Kasamatsu przyjrzał mi się uważnie.
- Nie sądzisz, że odrobinę przesadziłaś?
- Nie. Chcę cię dopingować najlepiej, jak umiem!
- Dzięki, mała. - zmierzwił mi delikatnie włosy. - Na pewno nie chcesz iść do Kaijo? - zmienił temat.
- Już wybrałam. Idę do Seirin. Ale nie martw się! Mieszkamy dom w dom. Nie przestaniemy się ze sobą widywać!
- Masz rację, ale trochę szkoda przerywać tą passę. Podstawówka, gimba... I jeszcze doszłoby liceum.
- Masz rację. Trochę szkoda. Ale jakoś się ułoży.
Przez resztę drogi rozmawialiśmy o mniej ważnych lub w ogóle nieistotnych sprawach.
Rozdzieliliśmy się dopiero przy hali. Yukio poszedł ze swoją drużyną do szatni, a ja zajęłam miejsce na trybunach.
***
Przegrali. Było mi smutno z tego powodu, tym bardziej, że widziałam płaczącego Yukio. Czekałam na niego przed szatniami.
Wybiegł szybko. Mój krzyk go nie zatrzymał. Czułam, jak po moich policzkach spływały łzy. Ruszyłam w stronę naszego osiedla. Próbowałam dobić się do jego domu, ale nie otwierał. Dałam sobie spokój. Pomyślałam, że pewnie chciałby być teraz sam. Wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam na niej, że jeśli by chciał, to jestem dla niego dostępna o każdej porze. Wsunęłam papier pod drzwi i liczyłam, że odczyta. Mieszkał sam, więc nikt inny nie podniesie za niego kartki.
***
Minęło kilka dni od przegranej Kaijo. Od tamtej pory nie widziałam Yukio. Nie umiałam się też do niego dodzwonić. Martwiłam się, ale myślałam, że pewnie wychodzi wcześniej i wraca później, aby jeszcze ciężej trenować.
Przechodziłam akurat koło Kaijo, gdy zaczepił mnie jakiś chłopak. Rozpoznałam w nim kapitana drużyny.
-Oi! Sumane. Nie wiesz może, co się dzieje z Kasamatsu? - zapytał. - Nie przychodzi na treningi, do szkoły. Nie odbiera telefonów. A wiem, że się z nim przyjaźnisz.
- Nie mam bladego pojęcia, co z nim jest. Też się martwię... Do tej pory byłam pewna, że więcej trenuje i dlatego go nie widuję.
- Jeśli się z nim zobaczysz, to powiedz, że nie mamy do niego żalu i żeby wracał do drużyny. I że się o niego bardzo martwimy, dobrze?
- Obiecuję, senpai.
Pełna obaw wróciłam do domu. Przebrałam się z mundurka i ponownie spróbowałam dostać się do Yukio. Jednak on dalej nie odpowiadał. Przelazłam przez płot i stanęłam pod zasłoniętymi oknami przyjaciela.
- Yuki-chan! Otwórz mi drzwi! Yuki-chan!!
Zero reakcji. Moje serce biło, jak oszalałe. Obeszłam dom w poszukiwaniu jakiegokolwiek miejsca, w którym mogłabym wejść. Udało się. Okno przy drzwiach do ogrodu było uchylone. Dałam radę włożyć rękę z w szczelinę i otworzyć drzwi balkonowe. Zdjęłam szybko buty i zamknęłam drzwi. Wbiegłam po schodach i zatrzymałam się dopiero przy drzwiach do pokoju Yukio. Zapukałam.
- Yuki-chan? Yuki-chan, to ja. Hotaru. Mogę wejść?
Żadnej odpowiedzi. Poczekałam jeszcze chwilę. Serce podchodziło mi do gardła.
- Yuki-chan, wchodzę.
Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po pokoju. Mój przyjaciel siedział skulony w rogu. Przy nadgarstku trzymał nożyk do tapet. Niemalże czułam, jak rozszerzają się moje źrenice. Chłopak spojrzał na mnie swoimi zapłakanymi oczami. Poczułam, jak w kącikach zbierają mi się kropelki. Bardzo powoli zaczęłam podchodzić do przyjaciela. Wyciągnęłam w jego kierunku rękę. Obserwował mnie. Był wystraszony. Przykucnęłam przy nim i drżącą ręką sięgnęłam po nożyk.
- Daj mi go. - szepnęłam.
Yukio jednak jeszcze mocniej zacisnął na nim dłoń i odsunął ode mnie.
- Odejdź.
Zastygłam w bezruchu. W jego oczach pojawiła się złość.
- Chcę ci pomóc.
- Powiedziałem: ODEJDŹ!
Uderzył mnie. Na tyle mocno, że straciłam równowagę i gibnęłam się do tyłu.Teraz to ja byłam wystraszona. Po moim policzku spływała krew przyjaciela. Yukio wstał. W dłoni nadal dzierżył narzędzie.
- Yuki-chan... - wyszeptałam przez łzy. - Proszę.
Zamknęłam oczy. Kropelki wypływały intensywnie z moich oczu. Usłyszałam szczęk metalu o panele. Otworzyłam oczy. Mój przyjaciel siedział naprzeciw mnie i zakrywał twarz zakrwawionymi dłońmi.
- Przepraszam, Hotaru... Przepraszam.
Podeszłam do niego. Nie starałam się już powstrzymywać łez. Mocno przytuliłam do siebie Yukio. Oboje płakaliśmy.
- Daj mi... obejrzeć twoje ręce.
Pokazał je bez oporu. Były całe pocięte. Przeraził mnie ten widok. Wszystkie rany były świeże, choć niektóre już zaczynały się zabliźniać.
- Przyniosę bandaże. Nie ruszaj się, dobrze?
Kiwnął głową. Wstałam, zabierając ze sobą nożyk. Schowałam go do kieszeni bluzy. Przyniosłam wodę zwykła i utlenioną, gazy, bandaże i plastry ściągające.
Opatrzyłam przyjaciela bez słowa. Gdy skończyłam, usiadłam obok niego i przymknęłam oczy.
- Twoi senpaie chcą, abyś wrócił. Spotkałam ich dzisiaj. Powiedzieli, że nie mają żalu. I kazali przekazać, że się martwią.
W odpowiedzi usłyszałam jęknięcie. Objęłam Yukio. Delikatnie się uśmiechałam.
- Przepraszam, Hora-chan...
- Nie masz za co. - zapewniłam. - Tylko już więcej nie rób sobie krzywdy, dobrze?
- Hai... Obiecuję...
- Dziękuję. - kolejne łzy zaczęły spływać po moich policzkach. - Pamiętaj, że jestem. Dla ciebie o każdej porze dnia i nocy. Po prostu mi zaufaj. Dobrze?
Kiwnął głową.
Zostałam u niego na noc, aby dopilnować, by nic sobie nie zrobił.
***
Tydzień później Yukio poszedł do szkoły i oddał się treningom. Bardzo mnie to ucieszyło. Znowu był pełen energii i życia. W przeciwieństwie do mnie. Zakończyłam swoją przygodę z siatkówką. Zdobyłyśmy mistrzostwo Japonii i mogłam odejść, zanim moja kontuzja się pogłębi.
Siedziałam zdołowana w swoim pokoju. Włożyłam ręce w bluzę i poczułam coś. Wyjęłam nożyk. Musiałam o nim zapomnieć. Powoli wysunęłam ostrze. Zdjęłam frotkę i zrobiłam sobie krwawą kreskę na skórze. Jedną. Drugą. Trzecią. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę z tego, co robię. Odrzuciłam od siebie narzędzie i chwyciłam za nadgarstek. Oddychałam ciężko i szybko. Wyjęłam chusteczki i przytknęłam, aby zatamować krew. Po chwili ciecz przestała płynąć. Założyłam plaster i naciągnęłam frotkę. Wzięłam nożyk i wywaliłam do kontenera przed domem. Nie potrzebowałam tego. Nie musiałam zadawać sobie bólu. W końcu miałam Yukio. On zawsze mnie wysłucha.
Wróciłam do pokoju i wyszłam na balkon. rzuciłam w okno przyjaciela gumową piłeczką. Wyszedł po chwili.
Gadaliśmy długo. W sumie o niczym ważnym. Nie wspomniałam o moich problemach zdrowotnych, ani o tym, że się pocięłam. Nie czułam takiej potrzeby. Wiedziałam jedno. Ludzie, którzy uważają ból za swojego najlepszego przyjaciela, muszą mieć naprawdę smutne życie. Moim najlepszym przyjacielem jest Yukio, a ja jestem jego najlepszą przyjaciółką. Oboje to wiemy. I wiemy jeszcze jedno:
Razem damy radę przezwyciężyć każdą trudność.


by #Sora

wtorek, 8 kwietnia 2014

Chcę tylko...


Opowiadanie krótsze. Nie ma związku z "Dziewczyną z gitarą", choć tu również Kise i Aomine są parą :D Będą jeszcze do niego na pewno 2 części.



Router cały czas pracował. Wkurzyłam się, bo nie miałam bladego pojęcia, dlaczego internet się tnie. I zdarzało się to coraz częściej. Bez szczególnego powodu wyjrzałam przez okno. Na dworze szalała wichura z ulewą.
- O cholera! - zaklęłam i wbiegłam po schodach na górę.
- Co się stało? - zapytał Teppei.
- Odsłoń zasłony.
Wszyscy z drużyny ze zdziwieniem wpatrywali się w okno, za którym lało jak z cebra.
- No nieźle... - skomentował to Koga. - I co teraz zrobimy?
- Już 21?! - zdziwił się Kouki.
- Trochę się zasiedzieliśmy... Dobrze, że jutro sobota. - Koichi podrapał się po łowie. - Daleko masz stąd od stacji, Hotaru?
- Jakieś piętnaście minut, ale chyba nie sądzicie, że w taką ulewę pozwolę wam iść do domu?
- A co mamy zrobić?
- Zostańcie u mnie na noc. Żaden problem.
- Jesteś pewna? - zapytał Junpei.
- Tak. Nie możecie się przeziębić, bo w poniedziałek gramy.
- To prawda. Lepiej, żebyśmy tu zostali. - Riko przystała na pomysł przyjaciółki. - Dom Hotaru jest duży. Wszyscy się spokojnie pomieścimy.
- A twoi rodzice? - Hiroshi spojrzał na mnie.
- Nie mieszkam z nimi. Mama jest modelką i jeździ po całym kraju, a tata gra w koszykówkę w Ameryce. Także spoko. Nie zaskoczą nas... Riko, idziemy się wykąpać? - zmieniłam temat. Nie chciałam gadać o rodzicach.
- Mhm. Tylko daj mi jakąś piżamę.
- Zaraz coś znajdę.
Wyszłam do drugiego pokoju i naszykowałam piżamy oraz ręczniki. Przypomniało mi się, jak gościłam u siebie Kise i Aomine. Cieszyłam się, że już wszystko w porządku, choć byliśmy aktualnie rywalami.
- Riko! - zawołałam przyjaciółkę. - Chodź!
Weszłyśmy do łazienki, napuściłam wody do wanny. Zaczęłyśmy się rozbierać w milczeniu. Jednak Riko uważnie mnie obserwowała.
- Dlaczego nosisz frotki? - zapytała w końcu. - Bo jestem pewna, że nie dla ozdoby.
- Hm? Ech... Nie chcę cię okłamywać. Tylko nie mów nikomu, dobrze?
- Obiecuję.
- Noszę je, aby chronić nadgarstki. Mam je strasznie słabe... Dlatego musiałam zrezygnować z siatkówki...
- No właśnie. Zastanawiałam się, dlaczego nie dołączyłaś do klubu siatkówki, skoro grałaś w nią od szkoły podstawowej.
- Właśnie dlatego. W trzeciej gimnazjum lekarz powiedział mi, że za niedługo nie będę już mogła grać, bo moje nadgarstki tego nie wytrzymają... Zapytałam, czy będę mogła dograć w tych mistrzostwach. Powiedział, że tak, ale z jakąś ochroną. Zaproponowałam frotki. Zgodził się... Były moimi amortyzatorami. Dzięki nim udało mi się dotrwać do końca mistrzostw... Obiecałam sobie, że to wygramy. I jako kapitan drużyny zrobiłam wszystko, aby nam się udało. I udało się... Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Ani drużynie, ani trenerowi... Nawet Teppeiowi. Poza tym on miał w tym samym czasie problemy z kolanem i nie chciałam go dodatkowo martwić... Bardzo tęsknię za grą. W końcu grałam w siatę przez połowę swojego życia. I chciałam nawet zostać profesjonalistką... Kocham sport i w liceum też chciałam być w jakimś sportowym klubie. Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy pozwoliłaś mi zostać drugim trenerem i od czasu do czasu zmiennikiem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką mi to frajdę sprawiło... O! Tyle wody już chyba wystarczy.
Zakręciłam kurek i weszłam do wanny razem z Riko. Ułożyłam się i odrzuciłam głowę do tyłu.
- I nie możesz w ogóle grać? - zapytała przyjaciółka.
- Od czasu do czasu mogę. Chodzi tylko o regularną grę i zawody... Ale jakoś tak... Skupiłam się na koszykówce i nie było kiedy zebrać starych znajomych z gimnazjum... Poza tym boisko do siaty, które jest niedaleko, jest tak strasznie zapuszczone, że nie da się już na nim grać. Szkoda zachodu.


Przysłuchiwałem się ich rozmowie bardzo uważnie.
Jestem okropnym przyjacielem. Nawet nie zauważyłem, że Hotaru ma jakiś problem ze zdrowiem. A moje kolano nie było żadną wymówką. Zrobiło mi się smutno.
Do dziś pamiętam, jak przy pierwszym spotkaniu powiedziała, że chce zostać siatkarką i grać w reprezentacji kraju. Przez to często zastanawiałem się, dlaczego Hora-chan zrezygnowała z siatkówki, ale myślałem, że po prostu członków naszego klubu już znała i bardzo ich lubiła, i że dlatego wybrała klub koszykówki. Było mi wstyd. Oprócz tego, że była moją przyjaciółką, była również moją podopieczną. Moim obowiązkiem było się dowiedzieć, że coś jest nie tak. Westchnąłem cicho i wróciłem do chłopaków.
- Posłuchajcie. - zacząłem. - Zbliżają się urodziny Hotaru. Wypadałoby coś dla niej zrobić.
Gdy to mówiłem, miałem już w głowie cały plan.
- Co masz na myśli, Kiyoshi? - zapytał Izuki. - Chyba, jak zwykle, się na coś zrzucimy. Zawsze tak robimy.
- Myślałem o odnowieniu boiska do siatkówki, które jest tu niedaleko.
- Co cię tak nagle wzięło? - Hyuuga spojrzał na mnie podejrzliwie.
Chwilę się zastanawiałem, czy to w porządku wobec Hotaru, aby mówić chłopakom o wszystkim, ale w końcu wyjaśniłem im sytuację. Wszyscy byli w ciężkim szoku.
- Więc to dlatego... - Kuroko nie umiał wydusić z siebie ani słowa więcej.
- Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że musiała zrezygnować z marzenia. Zawsze była taka pogodna... - nawet Shinji bardzo posmutniał, co rzadko mu się zdarzało.
- I właśnie z tego powodu proszę was o pomoc. Chcę, aby mogła od czasu do czasu zagrać. A gdy wyremontujemy boisko. Za to na pewno będzie nam bardzo wdzięczna i myślę, że to będzie dla niej najlepszy prezent.
- Możemy poprosić o pomoc Aomine i Kise. Wiem, że Hotaru się z nimi przyjaźni. - zaproponował Kuroko.
- Przyda nam się każda para rąk. - potwierdziłem z uśmiechem.
- Oi! Mitobe mówi, że dziewczyny wyszły z łazienki. - ostrzegł nas Koganei.
- Koniec tematu. Będziemy musieli jeszcze potem o wszystkim powiedzieć Riko. - uciął Junpei.
- Łazienka wolna. - rzuciła Hotaru, pojawiając się w drzwiach.
Postawiła kupkę z piżamami i ręcznikami na stoliku.
- Idziemy z Riko obejrzeć nasz serial. Rozkład spania jest taki. Riko i ja u mnie, 4 osoby w pokoju obok i 6 w salonie, gdy już skończymy oglądać. - rzuciła na odchodnym i zeszła na dół.
Zabrałem piżamę i przewiesiłem sobie ręcznik przez ramię.
- Idę pierwszy.
Wszedłem wgłąb korytarza. Odwróciłem się jeszcze na chwilę, spoglądając na schody, na których przed momentem zniknęła Hora.
Pomyślałem o naszym planie.
Na pewno nam się uda!


by #Sora


piątek, 4 kwietnia 2014

Dziewczyna z gitarą.

Jak co dzień wracaliśmy z treningu... I jak zwykle nie działo się nic ciekawego. Jednak wtedy Akashi stwierdził, że szybciej będzie, jeśli pójdziemy przez dworzec. Kurokocchi jak zwykle skręcił wcześniej.
Gdy przechodziliśmy przez obskurne tunele metra, usłyszałem muzykę. Ktoś pięknie grał na gitarze.
Odłączyłem się od chłopaków i poszedłem w kierunku, z którego dobiegały dźwięki.
Była może w naszym wieku. Z blond włosami spiętymi w kok. Przed sobą miała otwarty futerał, w którym uzbierała się już dosyć pokaźna sumka.
Dziewczyna przestała grać i ludzie się rozeszli. Wyciągnąłem trochę kasy z kieszeni i wrzuciłem jej do pokrowca.
- Dzięki. - uśmiechnęła się ładnie. - Zagrać ci coś?
-E? Jeśli masz ochotę. Chętnie posłucham.
Wznowiła grę. Grała jeszcze ładniej, niż wcześniej. Zamknąłem oczy, żeby móc dokładniej się wsłuchać. Ale trwało to tylko chwilę. Grę przerwał syk bólu.
-Ał!
- Co się stało?!
- Nic takiego. Po prostu struna mi pękła.
Dziewczyna pokazała mi dłoń, przez którą przebiegało czerwone rozcięcie, wypełniające się krwią.
- Czasami się zdarza. - uśmiechnęła się promiennie.
- Ej! KISE! - usłyszałem zza siebie głoś Aoiminecchiego. - Kaj się szlajasz?!
Pozostali z Pokolenia Cudów doszli do mnie i dziewczyny.
- Co to za flirty na środku stacji sobie urządzasz, co? - Daiki uderzył mnie lekko w tył głowy.
Zignorowałem jego komentarz.
- Chłopaki, to jest...
Cholera! Nie wiedziałem, jak ma na imię. Taki wstyd.
- Sumane Hotaru. - dziewczyna wstała. - Miło was poznać.
- Wzajemnie. - odezwał się nasz kapitan. - Ja jestem Akashi. Ten wielki to Murasakibara, okularnik to Midorima, niebieskowłosy - Aomine, a ten, który zajmuje ci cenny czas z życia to Kise.
Hotaru przyjrzała mi się uważnie.
- Jesteś strasznie blady... - sięgnęła po butelkę i podała mi ją. - Masz. Napij się. Woda dobrze ci zrobi.
- Ach... Dzięki.
Midorima przewrócił oczami.
- Nie wiem, jak wy, ale ja już idę. - rzucił na pożegnanie i odszedł.
- Ja też. - Akashi ruszył w swoją stronę.
Murasakibara podążył za kapitanem. Został ze mną tylko Aominecchi.
- Ja też już będę się zbierać. - westchnęła dziewczyna i zaczęła się pakować.
- Mówiłaś, że jak się nazywasz? - zapytał Daiki.
- Sumane Hotaru. 
- Sumane... Znam skądś to nazwisko. - za wszelką cenę starałem sobie przypomnieć, gdzie już je słyszałem. - Wiem! Tak się nazywa słynna modelka.
- Taa... Jestem jej córką. - odparła Hotaru.
Zaniemówiłem z wrażenia. Przyglądałem się jej przez chwilę.
- Nie ma co szukać podobieństwa. Wygląd mam po tacie... Na szczęście.
Spuściłem wzrok. Aominecchi się zaśmiał.
- Gotowa? - zapytał. - To chodź. Odprowadzimy cię.
- Dzięki!
- Szkoda tylko, że nie ma na czym oka zawiesić.
- No wybacz, że jestem płaska!
- Wybaczam.
Oboje zaczęli się śmiać. Ja również się uśmiechnąłem.
Po chwili poczułem, że robi mi się słabo. Zacząłem osuwać się na ziemię. Przed upadkiem uratowały mnie silne ramiona Aominecchiego.
- KISE!
- Daiki... - wyszeptałem jeszcze i straciłem przytomność.


- Cholera jasna! Kise! Nie odpierdalaj mi tu takich scen! - darłem się na całe gardło. - Zadzwoń po karetkę, czy coś!  - zwróciłem się do Sumane.
- Nic nie przyjedzie. Miasto jest całe zakorkowane. Zabierzmy go do mnie.
Przytaknąłem i wziąłem Ryotę na ręce. Szliśmy szybkim krokiem do domu Hotaru.
Otworzyła mieszkanie bardzo nerwowo. Gdy weszliśmy, kazała ułożyć mojego przyjaciela na łóżku. Szybko zrobiła kompres i położyła go Ryocie na czoło.
- Często tak ma? - zapytała.
- Pierwszy raz mu się zdarzyło... Przynajmniej przy mnie.
- Wy coś trenujecie?
- Kosza. Zauważyłem, że ostatnio na treningach jest coraz słabszy.
- A robi coś poza szkołą?
- Pracuje w jakiejś agencji modelarskiej... Pieprzony model.
- Ha?! Mogłam się domyślić. A schudł coś ostatnio?
- Jak tak teraz pytasz, to w sumie tak. I to dość drastycznie. Co jest dziwne, bo je normalnie.
- A nie chodzi zaraz po posiłku do łazienki?
- Nie zauważyłem, żeby tak było... A co?
- Mam dwie teorie.... Albo ma bulimię, albo połknął jaja tasiemca. To częste wśród modeli i modelek... Anoreksję wykluczam, skoro mówisz, że je normalnie.
- Znasz się na tym.
- W końcu mam matkę modelkę. Siłą rzeczy muszę się na tym znać.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu. 
- O której wracają twoi rodzice? - zapytałem w końcu o dosyć istotną sprawę.
- Hm? Oh, nie mieszkam z nimi. Tata jest w Ameryce, a mama jeździ po całej Japonii... Zjesz coś?
- Ta. Jeśli to dla ciebie żaden kłopot.
Hotaru wstała i wyszła do kuchni. Zostałem z Kise sam w jej pokoju. Naprawdę zacząłem się o niego martwić. Gdy Sumane o tym wspomniała, to zdałem sobie sprawę, jak bardzo schudł i zmizerniał.
Dotknąłem jego policzka i przytknąłem czoło do włosów.
- Biedactwo.
Chwila. Co ja do cholery robię?! Odsunąłem się szybko. Co jest ze mną?!
Poczułem się dziwnie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Spojrzałem ponownie na Ryotę. Poruszył się niespokojnie. Chwyciłem jego dłoń.
- Już dobrze. - wyszeptałem.
Kise otworzył oczy i uśmiechnął się. Po chwili znowu je zamknął i zasnął.
- Coś ty ze sobą zrobił?


Wróciłam z kanapkami i piciem na górę. Zastałam bardzo słodki obrazek. Aomine trzymał Kise za rękę. Uśmiechnęłam się. Weszłam do pokoju i postawiłam tackę na stoliku nocnym.
- Częstuj się. - rzuciłam i ułożyłam się w fotelu.
- Przebudził się... Przed chwilą.
- To dobrze. Gdy następnym razem się obudzi, nie pozwól już mu zasnąć. Trzeba będzie w niego wmusić jedzenie.
- Okey.
Bacznie obserwowałam tą dwójkę. Kurna. Znam ludzi niecałe dwie godziny i już udostępniam swój dom jako salę szpitalną. Jednak nie miałam serca ich wyrzucać, tym bardziej, że Kise mógł być w poważniejszym stanie, niż przypuszczałam. Poza tym zdążyłam ich polubić.
Kise ocknął się po pół godzinie. Aomine pomógł mu usiąść, a ja podałam kanapkę. Wziął ją niechętnie i jadł bardzo powoli. Nikt przez ten czas się nie odzywał. Ciszę przerwało dopiero jęknięcie Kise.
- Przepraszam. - schował głowę w kolana.
- Nie masz za co. - zapewniłam. - Ważniejsze jest to, jak się czujesz.
- I co sobie najlepszego robisz?! - włączył się ostro Aomine.
Nie chciałam, aby tak się stało. Wolałam ten temat zostawić na później. Ale już było za późno.
- Nic. - odpowiedział słabo Kise.
- Jak to, kurwa, nic? Jesteś coraz chudszy i słabszy. Nagle mdlejesz na środku ulicy... Co się z tobą dzieje, Ryota?
Blondyn zaniósł się szlochem. Usiadłam przy nim na łóżku i objęłam ramieniem.
- Kise-kun, co się dzieje? - zapytałam łagodnie. - Powiedz mi, czy połykałeś jaja tasiemca?
Zaprzeczył ruchem głowy.
- A prowokowałeś wymioty? - pytałam dalej.
Przez długą chwilę siedział w bezruchu, ale w końcu przytaknął. Westchnęłam tylko i mocniej go przytuliłam.
- Czy ciebie, kurwa, popierdoliło? - zimny głos Aomine przerwał panującą w pokoju ciszę.


Jego słowa były dla mnie jak policzek. Wyjątkowo bolesny. Mimo wszystko nie było sensu, by mu tłumaczyć. I tak by nie zrozumiał... Hotaru nie wydawała się być zdziwiona, w końcu jej mama to modelka, ale troska w jej głosie sprawiała mi ból. I to jak mnie delikatnie obejmowała dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
- Kise! - głos Aominecchiego był tak bardzo zimny.
- Daj spokój, Aomine-kun. - Sumane wzięła moją stronę.
Poczułem rwanie w żołądku. Bułka już zbyt długo w nim siedziała. Musiałem ją zwymiotować, choć było to ryzykowne, patrząc na to, że Hotaru się na tym wszystkim zna. Jednak zaryzykowałem
- Ja... Chcę do łazienki.
Sumane pozwoliła mi wstać.
- Drzwi po lewej na końcu korytarza. - poinstruowała mnie.
Szybko, na tyle, na ile pozwalało mi zmęczenie, wyszedłem z pokoju.


- Masz. - Hotaru podała mi monetę. - Idź za nim. Jeśli się zamknie, drzwi można z łatwością otworzyć od zewnątrz.
Wziąłem pieniądza.
- Myślisz, że będzie..?
- Nie wiem. Ale lepiej będzie go przypilnować. Jeśli usłyszysz, że woda leci nienaturalnie długo, to wejdź.
Skinąłem głową i podszedłem do drzwi łazienki. Słyszałem, jak płynie woda. Odczekałem pół minuty. Woda nadal leciała. Przekręciłem zamek i wszedłem. Kise klęczał nad ubikacją.
- Sumane! - zawołałem dziewczynę.
Przybiegła szybko. W tym czasie szarpałem się już z Ryotą, by odciągnąć go i powstrzymać od wymiotów.
- Przyniosę wody. - zadeklarowała i zniknęła w korytarzu.
Spuściłem wodę w kiblu i mocno przytuliłem do siebie słabego już Kise. Oddychał szybko, czułem, jak jego łzy moczą moją koszulkę.
- Ogarnij się. - zacząłem go głaskać po głowie.
Nie wiem, czemu to robiłem. Po prostu chciałem go jakoś uspokoić. Po chwili do łazienki weszła gospodarz z butelką wody. Podała ją Ryocie. Upił kilka łyków. Wziąłem go na ręce i zaniosłem z powrotem do pokoju.
- Cholera, już ciemno. - zauważyłem.
Sumane spojrzała przez okno.
- Faktycznie... Nie przejmujcie się. Możecie zostać u mnie na noc... Ten fotel się rozkłada i nawet wygodnie się na nim śpi... Ja się idę wykąpać.
Zabrała piżamę i zmienną bieliznę po czym wyszła.
Rozłożyłem sobie fotel, wziąłem poduszki i koc.
Nie kąpała się zbyt długo. Może po 15 minutach wyszła ubrana w piżamę z włosami owiniętymi ręcznikiem.
- Chcecie się umyć? - zapytała.
- Nie trzeba. Braliśmy prysznic po treningu. - odpowiedziałem.
Skinęła głową.
- Przyniosę wam jakieś ciuchy do spania.
Znowu wyszła. Wróciła po kilku chwilach z t-shirtami i dresowymi spodniami.
- Kise-kun, na ciebie mogą być odrobinę za duże, bo są mojego taty, ale ty, Aomine-kun, powinieneś się w nich dobrze czuć.
- Ta. Dzięki.
- Będę w pokoju obok, jeśli będziecie mnie potrzebowali. Dobranoc.
- Branoc, Sumane.
- Dobrej nocy. - odezwał się Kise.
- Ach! I mówcie mi po prostu Hotaru. - uśmiechnęła się i zniknęła.
Podałem Ryocie dres. Przebrał się szybko i ponownie położył w łóżku. Zgasiłem światło i ułożyłem się w fotelu, twarzą do Kise. Oczy zaczęły mi się zamykać. Z półsnu wyrwał mnie nieśmiały głos Kise.
- Daiki...
- Tak? Potrzebujesz czegoś?
- Nie, ja... Chciałem spytać, czy... Czy potrzymasz mnie za rękę? Póki nie zasnę.
Zdziwiła mnie jego prośba. Jednak postanowiłem ją spełnić. Ująłem delikatnie jego dłoń.
- Dziękuję. - usłyszałem jeszcze i zasnąłem.


Wierciłam się w łóżku przez dość długi czas. Martwiłam się. Z sąsiedniego pokoju nie dobiegały żadne dźwięki. Pewnie już śpią. Miałam nadzieję, że Kise prześpi tą noc spokojnie.
Nie pamiętam, kiedy zasnęłam
~~~
Odprowadziłam ich do drzwi i pożegnałam, opierając się o framugę.
- Dziękuję, Hotaru-chan. - powiedział Kise z wdzięcznością.
 - To nic takiego, Ryota. - machnęłam ręką. - Musisz na siebie uważać i dobrze się odżywiać.
Skinął głową. Dziś po śniadaniu nie poszedł do łazienki, ale i tak się martwiłam.
- Daiki-kun! - zawołałam jeszcze Aomine.
Podszedł i włożyłam mu karteczkę do ręki.
- Tu masz mojego maila i dokładny adres. Jeśli coś by się działo, to czasem zastaniesz mnie na dworcu w tamtym miejscu, ale jeśli nie, to dzwoń, pisz, przyjdź. Cokolwiek. Postaram się pomóc. I miej na niego oko. Tylko nie mów nikomu innemu, dobrze?
- Jasne. Dzięki, za wszystko.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia.
- Pa.
Pomachałam im jeszcze. Gdy zniknęli za rogiem ulicy, wróciłam do domu. Osunęłam się pod drzwiami. Tak strasznie było mi szkoda Kise.
- Trzymaj się. - szepnęłam w przestrzeń.


by #Sora


Uff... W końcu to skończyłam. Spędziłam nad tym opowiadaniem 3 dni :D Ale myślę, że warto było... To będzie dłuższa seria, opowiadająca o pairingu AoKise <3 I znowu... Hotaru jest OC :3 Będzie pomagała chłopakom w ich związku >.<

Ciekawostka: imię Hotaru znaczy "robaczek świętojański" 

niedziela, 30 marca 2014

Nim nadejdzie świt.

Tak na marginesie... W "Sekai-Ichi Hatsukoi" nie pojawia się żadna Aya. To jest moja OC ;)
No to lecimy z kolejnym opowiadaniem... Tym razem z "Hakuouki" (Haruna też jest moją OC ;D )


Powoli wszedłem do pokoju Haruny. Nie chciałem jej obudzić, ale potknąłem się o jakieś łachy leżące na podłodze i wyrżnąłem prosto przed jej futon.
- Kurr..! -stłumiłem w sobie przekleństwo i spojrzałem w zaspane oczy przyjaciółki.
- Co jest, Heisuke? Dlaczego przyszedłeś do mnie tak późno? - Haru usiadła na posłaniu i przetarła oczy.
- Zostawiłaś naszyjnik przy sentou (łaźnia). Przyniosłem ci go.
- Dziękuję.
Podałem jej wisiorek. Odłożyła go na stolik i położyła się ponownie.
Wyglądała tak słodko z zamkniętymi oczami. Miałem przeogromną ochotę, by ją pocałować. Odwróciłem szybko wzrok i dotknąłem ust.
Tylko jeden raz.
Tylko jeden.
Nie!
Jesteśmy przyjaciółmi! Nie chcę niszczyć naszej relacji... Ale... Jeszcze raz odważyłem się na nią spojrzeć.
Usta miała delikatnie rozchylone. Aż się prosiły, aby ich dotknąć.
Powoli przysunąłem twarz do jej twarzy. Poczułem jej oddech na swoim policzku.
- Jeszcze tu jesteś? - zapytała, otwierając oczy.
Odsunąłem się gwałtownie. Patrzała na mnie wzrokiem mówiącym "wymorduję ci całą rodzinę". Sam tego nieświadom, zacząłem szybciej oddychać.
- Rozumiem, że nie dasz mi spać dziś w nocy... - westchnęła. - Poczekaj na mnie w ogrodzie.
- Ha? - nie do końca zrozumiałem, co ma na myśli.
- Nie będę się przy tobie przebierać! Czekaj w ogrodzie.
Posłusznie wyszedłem i usiadłem na kamieniu. Zastanawiałem się, co znowu wymyśliła.
Nic nam nie zrobią, jeśli nas przyłapią. W końcu nie jeden raz się wymykaliśmy nocą do miasta na jakiś festiwal, czy coś. Czułem jednak, że tamten raz miał się różnić.
Przyszła po kilku minutach. Była ubrana w brązową sukienkę. Krótką. Do kolan. Z gorsetem w kwiatowy motyw. Włosy pozostawiła rozpuszczone. A na szyi zawiesiła naszyjnik, który kiedyś jej kupiłem.
Wyglądała pięknie.
- Przejdziemy się? - zapytała.
- Jasne. Chodźmy.
Szliśmy w milczeniu, nie patrząc nawet na siebie. Zatrzymaliśmy się dopiero na małym mostku, który łączył wysepkę na jeziorze z resztą lądu. Haruna oparła ręce na balustradzie. Zrobiłem to samo.
Wiatr delikatnie i wdzięcznie kołysał jej włosami. Płatki wiśni wplątywały się w kosmyki. W oczach miała smutek.
O poranku mieliśmy się rozstać. Po raz pierwszy odkąd należeliśmy do Shinsengumi nie mieliśmy wykonywać misji razem. Każde miało pójdzie w inną stronę. Prawdopodobnie już się nie zobaczymy. To w końcu wojna. A nasz przeciwnik jest zbyt silny. Zginiemy. Jeśli nie oboje to jedno z nas. I to pewnie będzie ona. W końcu została przydzielona na pierwszą linię frontu.
Przyjęła swój los z godnością. Taka cicha. Tak spokojna. Tak odważna.
Kocham ją!
- Haru. - delikatnie ująłem jej dłoń.
Spojrzała mi w oczy, które w chwilę zaszły łzami. Mocno ją do siebie przytuliłem i pozwoliłem płakać na swoim ramieniu. Głaskałem po włosach, starając się jakoś uspokoić przyjaciółkę. Jednak do moich oczu również zaczęły napływać łzy.
Delikatnie odsunąłem ją od siebie, by spojrzeć na ukochaną przeze mnie twarz.
- Kocham cię, Haruna. - pocałowałem ją.
Czekałem na odepchnięcie, ale ono nie nastąpiło. Ona po prostu objęła moją szyję, przedłużając pocałunek. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Drżącymi rękoma objąłem wątłe ciało przyjaciółki.
Długą chwilę trwaliśmy wtuleni w siebie. Nie chciałem jej puszczać. Bałem się, że zniknie.
- Ja też cię kocham, Heisuke.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Spoglądała na mnie z wdzięcznością. Uśmiechnąłem się, dodając jej otuchy.
- Myślę, że powinniśmy już wracać. - powiedziała niezbyt chętnie Haru
- Tak.
Ująłem jej dłoń i ruszyliśmy wolnym krokiem z powrotem do domu.
Drogę powrotną również pokonaliśmy w milczeniu.
Odprowadziłem ją pod pokój.
- Dobranoc, Heisuke. - musnęła delikatnie moje usta.
- Dobranoc.
Przeszedłem do siebie i ułożyłem się na futonie. Spojrzałem przez okno w niebo. Gwiazdy pięknie błyszczały i przywodziły mi na myśl oczy Haruny. Oczy, których już nigdy nie zobaczę.
Tamtej nocy miałem jedno życzenie.
Aby poranek nigdy nie nadszedł.


by #Sora

Ciekawostka: Imię "Haruna" znaczy "wiosenne warzywa" a "Aya" - "kolor"

Mam nadzieję, że się podobało :D

czwartek, 27 marca 2014

Rozdarte serca przyjaciół.

No to czas na pierwsze opowiadanie :3


Ćwiczyłam zmienianie chwytów na mojej Onsei (moja gitara), kiedy z wykonywanej czynności wyrwało mnie natarczywe walenie w drzwi.
- Kogo niesie? - mruknęłam do siebie i ruszyłam się z łóżka.
Pukanie stało się coraz głośniejsze.
Wkurzona otworzyłam drzwi. Stał w nich Ritsu.
- Popierdoliło?! - wydarłam się na niego. - Pobudzisz sąsiadów i zaś będą na...
Dopiero po chwili zauważyłam, że mój przyjaciel płacze.
- Cholera. Wchodź.
Zgarnęłam go do środka i zamknęłam drzwi. Usiadłam przy Ritsu na kanapie, podając mu chusteczki.
- Co się stało? Ritsu... Powiesz mi o co chodzi?
Onodera spojrzał na mnie żałosnym wzrokiem, ale nie odpowiedział. Ponownie schował głowę między kolanami.
Kurde. Nie do końca wiedziałam, co powinnam zrobić. Dwudziestopięcioletni facet siedzi obok mnie i ryczy. Nieco zmieszana przysunęłam się bliżej i objęłam go. Położyłam brodę na jego głowie, zaczęłam głaskać włosy. Trzymałam go w uścisku dopóki się nie uspokoił. Gdy podniósł głowę, wiedziałam, że jest gotowy, aby powiedzieć mi co się stało.
- Yo... Yokozawa-san powiedział, że... Że on jest z Takano-sanem...
Ból.
Poczułam w piersi przeszywający ból.
- Nie wiem, dlaczego to tak na mnie zadziałało... Po prostu wróciłem do domu, i źle się z tym czułem. Potem chciałem wyjść i wpadłem na Takano-sana i zacząłem płakać... Sam nie wiem dlaczego... Nie wiedziałem, gdzie się podziać, więc przyszedłem do ciebie... Przepraszam, że zwaliłem ci się na głowę o tak późnej porze. Jesteś w domu pierwszy raz od kilku dni, a ja wszystko psuję...
- Nie... Od tego są przyjaciele...
Mój głos się załamał.
- Aya-chan?
Nie płacz.
Nie płacz, kretynko...
Kurna.
- Kuźwa! Trzy pieprzone lata kochania się w tym debilu i teraz.... Kurna!
Łzy leciały same. Spływały po moich policzkach, żłobiąc sobie w nich koryta tylko po to, by po chwili spaść i zmoczyć mój dywan wraz z kanapą.
- Aya-chan... Jesteś zakochana w Yokozawie? - Ritsu delikatnie mnie objął.
- Tak... Odkąd zaczęłam pracować w Marukawie.
- No to się oboje załatwiliśmy...
- Przepraszam, Ritsu. To ja miałam pocieszać ciebie, a nie na odwrót.
- To nic takiego... Od tego są przyjaciele.
Uśmiechnął się. Ten gest wywołał również uśmiech na mojej twarzy.
- Nie rozumiem... - odezwał się po chwili Ritsu.
- Hm?
- Dlaczego słowa Yokozawy-sana tak bardzo na mnie podziałały.
Zaśmiałam się.
- No co?
- Oj, Ritsu... Ty po prostu nadal kochasz Masamunego!
Mój przyjaciel zarumienił się.
- N-nieprawda!
- Jąkasz się!
- Baka!
Onodera odwrócił głowę.
- Oj, nie fochaj się! Obejrzyjmy se jakiś film i pogadajmy o czymś wesołym. Co ty na to?
Ritsu jeszcze przez chwilę się na mnie boczył, ale w końcu mu przeszło.
Poszłam do kuchni przygotować jakieś przekąski, a Ritsu wybrał film. Usadowiłam się wygodnie obok przyjaciela i zaczęliśmy oglądać. Po chwili poczułam, jak głowa przyjaciela coraz mocniej opiera się o moje ramię. Zasnął. Westchnęłam cicho i oparłam się o jego włosy.
- Dobranoc. - szepnęłam.
Po  chwili spałam jak zabita.


by #Sora

OHAYO! :3

Ohayo! :3

No więc tak... Będę na blogu zamieszczała swoje fanfiki z różnych Anime (: Mam nadzieję, że się Wam spodobają!

#Sora