Takie trochę smutnawe ._. Napisałam to pod wpływem Mangi "CUT" Polecam ją Wam. Płakałam na niej. Piękna <3
Z Yukio przyjaźniłam się niemalże od zawsze. Wspólna podstawówka, gimnazjum. Mieszkamy obok siebie, więc w dzieciństwie często bawiliśmy się na jednym placu zabaw. Yuki-chan zawsze chronił mnie przed chuliganami, choć często przez to obrywał. Zawsze się mną opiekował, nocowałam u niego, gdy moi rodzice się kłócili. Zawsze mnie pocieszał. Taki właśnie jest mój najlepszy przyjaciel. Yukio Kasamatsu.
~~~
Skończyłam się przygotowywać na mecz. Na policzkach wymalowałam sobie barwy liceum Kaijo. Byłam gotowa, aby kibicować swojemu przyjacielowi, w jednym z jego ważniejszych meczy. O ile nie najważniejszym. Porwałam z szafki torbę i wybiegłam na ulicę. Yukio już na mnie czekał.
- Oi! Spóźniłaś się, Hora-chan.
- Gomene. Make-up mi trochę zajął. Ohayo, Yuki-chan. - cmoknęłam przyjaciela w policzek.
Kasamatsu przyjrzał mi się uważnie.
- Nie sądzisz, że odrobinę przesadziłaś?
- Nie. Chcę cię dopingować najlepiej, jak umiem!
- Dzięki, mała. - zmierzwił mi delikatnie włosy. - Na pewno nie chcesz iść do Kaijo? - zmienił temat.
- Już wybrałam. Idę do Seirin. Ale nie martw się! Mieszkamy dom w dom. Nie przestaniemy się ze sobą widywać!
- Masz rację, ale trochę szkoda przerywać tą passę. Podstawówka, gimba... I jeszcze doszłoby liceum.
- Masz rację. Trochę szkoda. Ale jakoś się ułoży.
Przez resztę drogi rozmawialiśmy o mniej ważnych lub w ogóle nieistotnych sprawach.
Rozdzieliliśmy się dopiero przy hali. Yukio poszedł ze swoją drużyną do szatni, a ja zajęłam miejsce na trybunach.
***
Przegrali. Było mi smutno z tego powodu, tym bardziej, że widziałam płaczącego Yukio. Czekałam na niego przed szatniami.
Wybiegł szybko. Mój krzyk go nie zatrzymał. Czułam, jak po moich policzkach spływały łzy. Ruszyłam w stronę naszego osiedla. Próbowałam dobić się do jego domu, ale nie otwierał. Dałam sobie spokój. Pomyślałam, że pewnie chciałby być teraz sam. Wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam na niej, że jeśli by chciał, to jestem dla niego dostępna o każdej porze. Wsunęłam papier pod drzwi i liczyłam, że odczyta. Mieszkał sam, więc nikt inny nie podniesie za niego kartki.
***
Minęło kilka dni od przegranej Kaijo. Od tamtej pory nie widziałam Yukio. Nie umiałam się też do niego dodzwonić. Martwiłam się, ale myślałam, że pewnie wychodzi wcześniej i wraca później, aby jeszcze ciężej trenować.
Przechodziłam akurat koło Kaijo, gdy zaczepił mnie jakiś chłopak. Rozpoznałam w nim kapitana drużyny.
-Oi! Sumane. Nie wiesz może, co się dzieje z Kasamatsu? - zapytał. - Nie przychodzi na treningi, do szkoły. Nie odbiera telefonów. A wiem, że się z nim przyjaźnisz.
- Nie mam bladego pojęcia, co z nim jest. Też się martwię... Do tej pory byłam pewna, że więcej trenuje i dlatego go nie widuję.
- Jeśli się z nim zobaczysz, to powiedz, że nie mamy do niego żalu i żeby wracał do drużyny. I że się o niego bardzo martwimy, dobrze?
- Obiecuję, senpai.
Pełna obaw wróciłam do domu. Przebrałam się z mundurka i ponownie spróbowałam dostać się do Yukio. Jednak on dalej nie odpowiadał. Przelazłam przez płot i stanęłam pod zasłoniętymi oknami przyjaciela.
- Yuki-chan! Otwórz mi drzwi! Yuki-chan!!
Zero reakcji. Moje serce biło, jak oszalałe. Obeszłam dom w poszukiwaniu jakiegokolwiek miejsca, w którym mogłabym wejść. Udało się. Okno przy drzwiach do ogrodu było uchylone. Dałam radę włożyć rękę z w szczelinę i otworzyć drzwi balkonowe. Zdjęłam szybko buty i zamknęłam drzwi. Wbiegłam po schodach i zatrzymałam się dopiero przy drzwiach do pokoju Yukio. Zapukałam.
- Yuki-chan? Yuki-chan, to ja. Hotaru. Mogę wejść?
Żadnej odpowiedzi. Poczekałam jeszcze chwilę. Serce podchodziło mi do gardła.
- Yuki-chan, wchodzę.
Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po pokoju. Mój przyjaciel siedział skulony w rogu. Przy nadgarstku trzymał nożyk do tapet. Niemalże czułam, jak rozszerzają się moje źrenice. Chłopak spojrzał na mnie swoimi zapłakanymi oczami. Poczułam, jak w kącikach zbierają mi się kropelki. Bardzo powoli zaczęłam podchodzić do przyjaciela. Wyciągnęłam w jego kierunku rękę. Obserwował mnie. Był wystraszony. Przykucnęłam przy nim i drżącą ręką sięgnęłam po nożyk.
- Daj mi go. - szepnęłam.
Yukio jednak jeszcze mocniej zacisnął na nim dłoń i odsunął ode mnie.
- Odejdź.
Zastygłam w bezruchu. W jego oczach pojawiła się złość.
- Chcę ci pomóc.
- Powiedziałem: ODEJDŹ!
Uderzył mnie. Na tyle mocno, że straciłam równowagę i gibnęłam się do tyłu.Teraz to ja byłam wystraszona. Po moim policzku spływała krew przyjaciela. Yukio wstał. W dłoni nadal dzierżył narzędzie.
- Yuki-chan... - wyszeptałam przez łzy. - Proszę.
Zamknęłam oczy. Kropelki wypływały intensywnie z moich oczu. Usłyszałam szczęk metalu o panele. Otworzyłam oczy. Mój przyjaciel siedział naprzeciw mnie i zakrywał twarz zakrwawionymi dłońmi.
- Przepraszam, Hotaru... Przepraszam.
Podeszłam do niego. Nie starałam się już powstrzymywać łez. Mocno przytuliłam do siebie Yukio. Oboje płakaliśmy.
- Daj mi... obejrzeć twoje ręce.
Pokazał je bez oporu. Były całe pocięte. Przeraził mnie ten widok. Wszystkie rany były świeże, choć niektóre już zaczynały się zabliźniać.
- Przyniosę bandaże. Nie ruszaj się, dobrze?
Kiwnął głową. Wstałam, zabierając ze sobą nożyk. Schowałam go do kieszeni bluzy. Przyniosłam wodę zwykła i utlenioną, gazy, bandaże i plastry ściągające.
Opatrzyłam przyjaciela bez słowa. Gdy skończyłam, usiadłam obok niego i przymknęłam oczy.
- Twoi senpaie chcą, abyś wrócił. Spotkałam ich dzisiaj. Powiedzieli, że nie mają żalu. I kazali przekazać, że się martwią.
W odpowiedzi usłyszałam jęknięcie. Objęłam Yukio. Delikatnie się uśmiechałam.
- Przepraszam, Hora-chan...
- Nie masz za co. - zapewniłam. - Tylko już więcej nie rób sobie krzywdy, dobrze?
- Hai... Obiecuję...
- Dziękuję. - kolejne łzy zaczęły spływać po moich policzkach. - Pamiętaj, że jestem. Dla ciebie o każdej porze dnia i nocy. Po prostu mi zaufaj. Dobrze?
Kiwnął głową.
Zostałam u niego na noc, aby dopilnować, by nic sobie nie zrobił.
***
Tydzień później Yukio poszedł do szkoły i oddał się treningom. Bardzo mnie to ucieszyło. Znowu był pełen energii i życia. W przeciwieństwie do mnie. Zakończyłam swoją przygodę z siatkówką. Zdobyłyśmy mistrzostwo Japonii i mogłam odejść, zanim moja kontuzja się pogłębi.
Siedziałam zdołowana w swoim pokoju. Włożyłam ręce w bluzę i poczułam coś. Wyjęłam nożyk. Musiałam o nim zapomnieć. Powoli wysunęłam ostrze. Zdjęłam frotkę i zrobiłam sobie krwawą kreskę na skórze. Jedną. Drugą. Trzecią. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę z tego, co robię. Odrzuciłam od siebie narzędzie i chwyciłam za nadgarstek. Oddychałam ciężko i szybko. Wyjęłam chusteczki i przytknęłam, aby zatamować krew. Po chwili ciecz przestała płynąć. Założyłam plaster i naciągnęłam frotkę. Wzięłam nożyk i wywaliłam do kontenera przed domem. Nie potrzebowałam tego. Nie musiałam zadawać sobie bólu. W końcu miałam Yukio. On zawsze mnie wysłucha.
Wróciłam do pokoju i wyszłam na balkon. rzuciłam w okno przyjaciela gumową piłeczką. Wyszedł po chwili.
Gadaliśmy długo. W sumie o niczym ważnym. Nie wspomniałam o moich problemach zdrowotnych, ani o tym, że się pocięłam. Nie czułam takiej potrzeby. Wiedziałam jedno. Ludzie, którzy uważają ból za swojego najlepszego przyjaciela, muszą mieć naprawdę smutne życie. Moim najlepszym przyjacielem jest Yukio, a ja jestem jego najlepszą przyjaciółką. Oboje to wiemy. I wiemy jeszcze jedno:
Razem damy radę przezwyciężyć każdą trudność.
by #Sora
środa, 30 kwietnia 2014
wtorek, 8 kwietnia 2014
Chcę tylko...
Opowiadanie krótsze. Nie ma związku z "Dziewczyną z gitarą", choć tu również Kise i Aomine są parą :D Będą jeszcze do niego na pewno 2 części.
Router cały czas pracował. Wkurzyłam się, bo nie miałam bladego pojęcia, dlaczego internet się tnie. I zdarzało się to coraz częściej. Bez szczególnego powodu wyjrzałam przez okno. Na dworze szalała wichura z ulewą.
- O cholera! - zaklęłam i wbiegłam po schodach na górę.
- Co się stało? - zapytał Teppei.
- Odsłoń zasłony.
Wszyscy z drużyny ze zdziwieniem wpatrywali się w okno, za którym lało jak z cebra.
- No nieźle... - skomentował to Koga. - I co teraz zrobimy?
- Już 21?! - zdziwił się Kouki.
- Trochę się zasiedzieliśmy... Dobrze, że jutro sobota. - Koichi podrapał się po łowie. - Daleko masz stąd od stacji, Hotaru?
- Jakieś piętnaście minut, ale chyba nie sądzicie, że w taką ulewę pozwolę wam iść do domu?
- A co mamy zrobić?
- Zostańcie u mnie na noc. Żaden problem.
- Jesteś pewna? - zapytał Junpei.
- Tak. Nie możecie się przeziębić, bo w poniedziałek gramy.
- To prawda. Lepiej, żebyśmy tu zostali. - Riko przystała na pomysł przyjaciółki. - Dom Hotaru jest duży. Wszyscy się spokojnie pomieścimy.
- A twoi rodzice? - Hiroshi spojrzał na mnie.
- Nie mieszkam z nimi. Mama jest modelką i jeździ po całym kraju, a tata gra w koszykówkę w Ameryce. Także spoko. Nie zaskoczą nas... Riko, idziemy się wykąpać? - zmieniłam temat. Nie chciałam gadać o rodzicach.
- Mhm. Tylko daj mi jakąś piżamę.
- Zaraz coś znajdę.
Wyszłam do drugiego pokoju i naszykowałam piżamy oraz ręczniki. Przypomniało mi się, jak gościłam u siebie Kise i Aomine. Cieszyłam się, że już wszystko w porządku, choć byliśmy aktualnie rywalami.
- Riko! - zawołałam przyjaciółkę. - Chodź!
Weszłyśmy do łazienki, napuściłam wody do wanny. Zaczęłyśmy się rozbierać w milczeniu. Jednak Riko uważnie mnie obserwowała.
- Dlaczego nosisz frotki? - zapytała w końcu. - Bo jestem pewna, że nie dla ozdoby.
- Hm? Ech... Nie chcę cię okłamywać. Tylko nie mów nikomu, dobrze?
- Obiecuję.
- Noszę je, aby chronić nadgarstki. Mam je strasznie słabe... Dlatego musiałam zrezygnować z siatkówki...
- No właśnie. Zastanawiałam się, dlaczego nie dołączyłaś do klubu siatkówki, skoro grałaś w nią od szkoły podstawowej.
- Właśnie dlatego. W trzeciej gimnazjum lekarz powiedział mi, że za niedługo nie będę już mogła grać, bo moje nadgarstki tego nie wytrzymają... Zapytałam, czy będę mogła dograć w tych mistrzostwach. Powiedział, że tak, ale z jakąś ochroną. Zaproponowałam frotki. Zgodził się... Były moimi amortyzatorami. Dzięki nim udało mi się dotrwać do końca mistrzostw... Obiecałam sobie, że to wygramy. I jako kapitan drużyny zrobiłam wszystko, aby nam się udało. I udało się... Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Ani drużynie, ani trenerowi... Nawet Teppeiowi. Poza tym on miał w tym samym czasie problemy z kolanem i nie chciałam go dodatkowo martwić... Bardzo tęsknię za grą. W końcu grałam w siatę przez połowę swojego życia. I chciałam nawet zostać profesjonalistką... Kocham sport i w liceum też chciałam być w jakimś sportowym klubie. Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy pozwoliłaś mi zostać drugim trenerem i od czasu do czasu zmiennikiem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką mi to frajdę sprawiło... O! Tyle wody już chyba wystarczy.
Zakręciłam kurek i weszłam do wanny razem z Riko. Ułożyłam się i odrzuciłam głowę do tyłu.
- I nie możesz w ogóle grać? - zapytała przyjaciółka.
- Od czasu do czasu mogę. Chodzi tylko o regularną grę i zawody... Ale jakoś tak... Skupiłam się na koszykówce i nie było kiedy zebrać starych znajomych z gimnazjum... Poza tym boisko do siaty, które jest niedaleko, jest tak strasznie zapuszczone, że nie da się już na nim grać. Szkoda zachodu.
Przysłuchiwałem się ich rozmowie bardzo uważnie.
Jestem okropnym przyjacielem. Nawet nie zauważyłem, że Hotaru ma jakiś problem ze zdrowiem. A moje kolano nie było żadną wymówką. Zrobiło mi się smutno.
Do dziś pamiętam, jak przy pierwszym spotkaniu powiedziała, że chce zostać siatkarką i grać w reprezentacji kraju. Przez to często zastanawiałem się, dlaczego Hora-chan zrezygnowała z siatkówki, ale myślałem, że po prostu członków naszego klubu już znała i bardzo ich lubiła, i że dlatego wybrała klub koszykówki. Było mi wstyd. Oprócz tego, że była moją przyjaciółką, była również moją podopieczną. Moim obowiązkiem było się dowiedzieć, że coś jest nie tak. Westchnąłem cicho i wróciłem do chłopaków.
- Posłuchajcie. - zacząłem. - Zbliżają się urodziny Hotaru. Wypadałoby coś dla niej zrobić.
Gdy to mówiłem, miałem już w głowie cały plan.
- Co masz na myśli, Kiyoshi? - zapytał Izuki. - Chyba, jak zwykle, się na coś zrzucimy. Zawsze tak robimy.
- Myślałem o odnowieniu boiska do siatkówki, które jest tu niedaleko.
- Co cię tak nagle wzięło? - Hyuuga spojrzał na mnie podejrzliwie.
Chwilę się zastanawiałem, czy to w porządku wobec Hotaru, aby mówić chłopakom o wszystkim, ale w końcu wyjaśniłem im sytuację. Wszyscy byli w ciężkim szoku.
- Więc to dlatego... - Kuroko nie umiał wydusić z siebie ani słowa więcej.
- Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że musiała zrezygnować z marzenia. Zawsze była taka pogodna... - nawet Shinji bardzo posmutniał, co rzadko mu się zdarzało.
- I właśnie z tego powodu proszę was o pomoc. Chcę, aby mogła od czasu do czasu zagrać. A gdy wyremontujemy boisko. Za to na pewno będzie nam bardzo wdzięczna i myślę, że to będzie dla niej najlepszy prezent.
- Możemy poprosić o pomoc Aomine i Kise. Wiem, że Hotaru się z nimi przyjaźni. - zaproponował Kuroko.
- Przyda nam się każda para rąk. - potwierdziłem z uśmiechem.
- Oi! Mitobe mówi, że dziewczyny wyszły z łazienki. - ostrzegł nas Koganei.
- Koniec tematu. Będziemy musieli jeszcze potem o wszystkim powiedzieć Riko. - uciął Junpei.
- Łazienka wolna. - rzuciła Hotaru, pojawiając się w drzwiach.
Postawiła kupkę z piżamami i ręcznikami na stoliku.
- Idziemy z Riko obejrzeć nasz serial. Rozkład spania jest taki. Riko i ja u mnie, 4 osoby w pokoju obok i 6 w salonie, gdy już skończymy oglądać. - rzuciła na odchodnym i zeszła na dół.
Zabrałem piżamę i przewiesiłem sobie ręcznik przez ramię.
- Idę pierwszy.
Wszedłem wgłąb korytarza. Odwróciłem się jeszcze na chwilę, spoglądając na schody, na których przed momentem zniknęła Hora.
Pomyślałem o naszym planie.
Na pewno nam się uda!
by #Sora
piątek, 4 kwietnia 2014
Dziewczyna z gitarą.
Jak co dzień wracaliśmy z treningu... I jak zwykle nie działo się nic
ciekawego. Jednak wtedy Akashi stwierdził, że szybciej będzie, jeśli
pójdziemy przez dworzec. Kurokocchi jak zwykle skręcił wcześniej.
Gdy przechodziliśmy przez obskurne tunele metra, usłyszałem muzykę. Ktoś pięknie grał na gitarze.
Odłączyłem się od chłopaków i poszedłem w kierunku, z którego dobiegały dźwięki.
Była może w naszym wieku. Z blond włosami spiętymi w kok. Przed sobą miała otwarty futerał, w którym uzbierała się już dosyć pokaźna sumka.
Dziewczyna przestała grać i ludzie się rozeszli. Wyciągnąłem trochę kasy z kieszeni i wrzuciłem jej do pokrowca.
- Dzięki. - uśmiechnęła się ładnie. - Zagrać ci coś?
-E? Jeśli masz ochotę. Chętnie posłucham.
Wznowiła grę. Grała jeszcze ładniej, niż wcześniej. Zamknąłem oczy, żeby móc dokładniej się wsłuchać. Ale trwało to tylko chwilę. Grę przerwał syk bólu.
-Ał!
- Co się stało?!
- Nic takiego. Po prostu struna mi pękła.
Dziewczyna pokazała mi dłoń, przez którą przebiegało czerwone rozcięcie, wypełniające się krwią.
- Czasami się zdarza. - uśmiechnęła się promiennie.
- Ej! KISE! - usłyszałem zza siebie głoś Aoiminecchiego. - Kaj się szlajasz?!
Pozostali z Pokolenia Cudów doszli do mnie i dziewczyny.
- Co to za flirty na środku stacji sobie urządzasz, co? - Daiki uderzył mnie lekko w tył głowy.
Zignorowałem jego komentarz.
- Chłopaki, to jest...
Cholera! Nie wiedziałem, jak ma na imię. Taki wstyd.
- Sumane Hotaru. - dziewczyna wstała. - Miło was poznać.
- Wzajemnie. - odezwał się nasz kapitan. - Ja jestem Akashi. Ten wielki to Murasakibara, okularnik to Midorima, niebieskowłosy - Aomine, a ten, który zajmuje ci cenny czas z życia to Kise.
Hotaru przyjrzała mi się uważnie.
- Jesteś strasznie blady... - sięgnęła po butelkę i podała mi ją. - Masz. Napij się. Woda dobrze ci zrobi.
- Ach... Dzięki.
Midorima przewrócił oczami.
- Nie wiem, jak wy, ale ja już idę. - rzucił na pożegnanie i odszedł.
- Ja też. - Akashi ruszył w swoją stronę.
Murasakibara podążył za kapitanem. Został ze mną tylko Aominecchi.
- Ja też już będę się zbierać. - westchnęła dziewczyna i zaczęła się pakować.
- Mówiłaś, że jak się nazywasz? - zapytał Daiki.
- Sumane Hotaru.
- Sumane... Znam skądś to nazwisko. - za wszelką cenę starałem sobie przypomnieć, gdzie już je słyszałem. - Wiem! Tak się nazywa słynna modelka.
- Taa... Jestem jej córką. - odparła Hotaru.
Zaniemówiłem z wrażenia. Przyglądałem się jej przez chwilę.
- Nie ma co szukać podobieństwa. Wygląd mam po tacie... Na szczęście.
Spuściłem wzrok. Aominecchi się zaśmiał.
- Gotowa? - zapytał. - To chodź. Odprowadzimy cię.
- Dzięki!
- Szkoda tylko, że nie ma na czym oka zawiesić.
- No wybacz, że jestem płaska!
- Wybaczam.
Oboje zaczęli się śmiać. Ja również się uśmiechnąłem.
Po chwili poczułem, że robi mi się słabo. Zacząłem osuwać się na ziemię. Przed upadkiem uratowały mnie silne ramiona Aominecchiego.
- KISE!
- Daiki... - wyszeptałem jeszcze i straciłem przytomność.
- Cholera jasna! Kise! Nie odpierdalaj mi tu takich scen! - darłem się na całe gardło. - Zadzwoń po karetkę, czy coś! - zwróciłem się do Sumane.
- Nic nie przyjedzie. Miasto jest całe zakorkowane. Zabierzmy go do mnie.
Przytaknąłem i wziąłem Ryotę na ręce. Szliśmy szybkim krokiem do domu Hotaru.
Otworzyła mieszkanie bardzo nerwowo. Gdy weszliśmy, kazała ułożyć mojego przyjaciela na łóżku. Szybko zrobiła kompres i położyła go Ryocie na czoło.
- Często tak ma? - zapytała.
- Pierwszy raz mu się zdarzyło... Przynajmniej przy mnie.
- Wy coś trenujecie?
- Kosza. Zauważyłem, że ostatnio na treningach jest coraz słabszy.
- A robi coś poza szkołą?
- Pracuje w jakiejś agencji modelarskiej... Pieprzony model.
- Ha?! Mogłam się domyślić. A schudł coś ostatnio?
- Jak tak teraz pytasz, to w sumie tak. I to dość drastycznie. Co jest dziwne, bo je normalnie.
- A nie chodzi zaraz po posiłku do łazienki?
- Nie zauważyłem, żeby tak było... A co?
- Mam dwie teorie.... Albo ma bulimię, albo połknął jaja tasiemca. To częste wśród modeli i modelek... Anoreksję wykluczam, skoro mówisz, że je normalnie.
- Znasz się na tym.
- W końcu mam matkę modelkę. Siłą rzeczy muszę się na tym znać.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- O której wracają twoi rodzice? - zapytałem w końcu o dosyć istotną sprawę.
- Hm? Oh, nie mieszkam z nimi. Tata jest w Ameryce, a mama jeździ po całej Japonii... Zjesz coś?
- Ta. Jeśli to dla ciebie żaden kłopot.
Hotaru wstała i wyszła do kuchni. Zostałem z Kise sam w jej pokoju. Naprawdę zacząłem się o niego martwić. Gdy Sumane o tym wspomniała, to zdałem sobie sprawę, jak bardzo schudł i zmizerniał.
Dotknąłem jego policzka i przytknąłem czoło do włosów.
- Biedactwo.
Chwila. Co ja do cholery robię?! Odsunąłem się szybko. Co jest ze mną?!
Poczułem się dziwnie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Spojrzałem ponownie na Ryotę. Poruszył się niespokojnie. Chwyciłem jego dłoń.
- Już dobrze. - wyszeptałem.
Kise otworzył oczy i uśmiechnął się. Po chwili znowu je zamknął i zasnął.
- Coś ty ze sobą zrobił?
Wróciłam z kanapkami i piciem na górę. Zastałam bardzo słodki obrazek. Aomine trzymał Kise za rękę. Uśmiechnęłam się. Weszłam do pokoju i postawiłam tackę na stoliku nocnym.
- Częstuj się. - rzuciłam i ułożyłam się w fotelu.
- Przebudził się... Przed chwilą.
- To dobrze. Gdy następnym razem się obudzi, nie pozwól już mu zasnąć. Trzeba będzie w niego wmusić jedzenie.
- Okey.
Bacznie obserwowałam tą dwójkę. Kurna. Znam ludzi niecałe dwie godziny i już udostępniam swój dom jako salę szpitalną. Jednak nie miałam serca ich wyrzucać, tym bardziej, że Kise mógł być w poważniejszym stanie, niż przypuszczałam. Poza tym zdążyłam ich polubić.
Kise ocknął się po pół godzinie. Aomine pomógł mu usiąść, a ja podałam kanapkę. Wziął ją niechętnie i jadł bardzo powoli. Nikt przez ten czas się nie odzywał. Ciszę przerwało dopiero jęknięcie Kise.
- Przepraszam. - schował głowę w kolana.
- Nie masz za co. - zapewniłam. - Ważniejsze jest to, jak się czujesz.
- I co sobie najlepszego robisz?! - włączył się ostro Aomine.
Nie chciałam, aby tak się stało. Wolałam ten temat zostawić na później. Ale już było za późno.
- Nic. - odpowiedział słabo Kise.
- Jak to, kurwa, nic? Jesteś coraz chudszy i słabszy. Nagle mdlejesz na środku ulicy... Co się z tobą dzieje, Ryota?
Blondyn zaniósł się szlochem. Usiadłam przy nim na łóżku i objęłam ramieniem.
- Kise-kun, co się dzieje? - zapytałam łagodnie. - Powiedz mi, czy połykałeś jaja tasiemca?
Zaprzeczył ruchem głowy.
- A prowokowałeś wymioty? - pytałam dalej.
Przez długą chwilę siedział w bezruchu, ale w końcu przytaknął. Westchnęłam tylko i mocniej go przytuliłam.
- Czy ciebie, kurwa, popierdoliło? - zimny głos Aomine przerwał panującą w pokoju ciszę.
Jego słowa były dla mnie jak policzek. Wyjątkowo bolesny. Mimo wszystko nie było sensu, by mu tłumaczyć. I tak by nie zrozumiał... Hotaru nie wydawała się być zdziwiona, w końcu jej mama to modelka, ale troska w jej głosie sprawiała mi ból. I to jak mnie delikatnie obejmowała dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
- Kise! - głos Aominecchiego był tak bardzo zimny.
- Daj spokój, Aomine-kun. - Sumane wzięła moją stronę.
Poczułem rwanie w żołądku. Bułka już zbyt długo w nim siedziała. Musiałem ją zwymiotować, choć było to ryzykowne, patrząc na to, że Hotaru się na tym wszystkim zna. Jednak zaryzykowałem
- Ja... Chcę do łazienki.
Sumane pozwoliła mi wstać.
- Drzwi po lewej na końcu korytarza. - poinstruowała mnie.
Szybko, na tyle, na ile pozwalało mi zmęczenie, wyszedłem z pokoju.
- Masz. - Hotaru podała mi monetę. - Idź za nim. Jeśli się zamknie, drzwi można z łatwością otworzyć od zewnątrz.
Wziąłem pieniądza.
- Myślisz, że będzie..?
- Nie wiem. Ale lepiej będzie go przypilnować. Jeśli usłyszysz, że woda leci nienaturalnie długo, to wejdź.
Skinąłem głową i podszedłem do drzwi łazienki. Słyszałem, jak płynie woda. Odczekałem pół minuty. Woda nadal leciała. Przekręciłem zamek i wszedłem. Kise klęczał nad ubikacją.
- Sumane! - zawołałem dziewczynę.
Przybiegła szybko. W tym czasie szarpałem się już z Ryotą, by odciągnąć go i powstrzymać od wymiotów.
- Przyniosę wody. - zadeklarowała i zniknęła w korytarzu.
Spuściłem wodę w kiblu i mocno przytuliłem do siebie słabego już Kise. Oddychał szybko, czułem, jak jego łzy moczą moją koszulkę.
- Ogarnij się. - zacząłem go głaskać po głowie.
Nie wiem, czemu to robiłem. Po prostu chciałem go jakoś uspokoić. Po chwili do łazienki weszła gospodarz z butelką wody. Podała ją Ryocie. Upił kilka łyków. Wziąłem go na ręce i zaniosłem z powrotem do pokoju.
- Cholera, już ciemno. - zauważyłem.
Sumane spojrzała przez okno.
- Faktycznie... Nie przejmujcie się. Możecie zostać u mnie na noc... Ten fotel się rozkłada i nawet wygodnie się na nim śpi... Ja się idę wykąpać.
Zabrała piżamę i zmienną bieliznę po czym wyszła.
Rozłożyłem sobie fotel, wziąłem poduszki i koc.
Nie kąpała się zbyt długo. Może po 15 minutach wyszła ubrana w piżamę z włosami owiniętymi ręcznikiem.
- Chcecie się umyć? - zapytała.
- Nie trzeba. Braliśmy prysznic po treningu. - odpowiedziałem.
Skinęła głową.
- Przyniosę wam jakieś ciuchy do spania.
Znowu wyszła. Wróciła po kilku chwilach z t-shirtami i dresowymi spodniami.
- Kise-kun, na ciebie mogą być odrobinę za duże, bo są mojego taty, ale ty, Aomine-kun, powinieneś się w nich dobrze czuć.
- Ta. Dzięki.
- Będę w pokoju obok, jeśli będziecie mnie potrzebowali. Dobranoc.
- Branoc, Sumane.
- Dobrej nocy. - odezwał się Kise.
- Ach! I mówcie mi po prostu Hotaru. - uśmiechnęła się i zniknęła.
Podałem Ryocie dres. Przebrał się szybko i ponownie położył w łóżku. Zgasiłem światło i ułożyłem się w fotelu, twarzą do Kise. Oczy zaczęły mi się zamykać. Z półsnu wyrwał mnie nieśmiały głos Kise.
- Daiki...
- Tak? Potrzebujesz czegoś?
- Nie, ja... Chciałem spytać, czy... Czy potrzymasz mnie za rękę? Póki nie zasnę.
Zdziwiła mnie jego prośba. Jednak postanowiłem ją spełnić. Ująłem delikatnie jego dłoń.
- Dziękuję. - usłyszałem jeszcze i zasnąłem.
Wierciłam się w łóżku przez dość długi czas. Martwiłam się. Z sąsiedniego pokoju nie dobiegały żadne dźwięki. Pewnie już śpią. Miałam nadzieję, że Kise prześpi tą noc spokojnie.
Nie pamiętam, kiedy zasnęłam
~~~
Odprowadziłam ich do drzwi i pożegnałam, opierając się o framugę.
- Dziękuję, Hotaru-chan. - powiedział Kise z wdzięcznością.
- To nic takiego, Ryota. - machnęłam ręką. - Musisz na siebie uważać i dobrze się odżywiać.
Skinął głową. Dziś po śniadaniu nie poszedł do łazienki, ale i tak się martwiłam.
- Daiki-kun! - zawołałam jeszcze Aomine.
Podszedł i włożyłam mu karteczkę do ręki.
- Tu masz mojego maila i dokładny adres. Jeśli coś by się działo, to czasem zastaniesz mnie na dworcu w tamtym miejscu, ale jeśli nie, to dzwoń, pisz, przyjdź. Cokolwiek. Postaram się pomóc. I miej na niego oko. Tylko nie mów nikomu innemu, dobrze?
- Jasne. Dzięki, za wszystko.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia.
- Pa.
Pomachałam im jeszcze. Gdy zniknęli za rogiem ulicy, wróciłam do domu. Osunęłam się pod drzwiami. Tak strasznie było mi szkoda Kise.
- Trzymaj się. - szepnęłam w przestrzeń.
by #Sora
Uff... W końcu to skończyłam. Spędziłam nad tym opowiadaniem 3 dni :D Ale myślę, że warto było... To będzie dłuższa seria, opowiadająca o pairingu AoKise <3 I znowu... Hotaru jest OC :3 Będzie pomagała chłopakom w ich związku >.<
Ciekawostka: imię Hotaru znaczy "robaczek świętojański"
Gdy przechodziliśmy przez obskurne tunele metra, usłyszałem muzykę. Ktoś pięknie grał na gitarze.
Odłączyłem się od chłopaków i poszedłem w kierunku, z którego dobiegały dźwięki.
Była może w naszym wieku. Z blond włosami spiętymi w kok. Przed sobą miała otwarty futerał, w którym uzbierała się już dosyć pokaźna sumka.
Dziewczyna przestała grać i ludzie się rozeszli. Wyciągnąłem trochę kasy z kieszeni i wrzuciłem jej do pokrowca.
- Dzięki. - uśmiechnęła się ładnie. - Zagrać ci coś?
-E? Jeśli masz ochotę. Chętnie posłucham.
Wznowiła grę. Grała jeszcze ładniej, niż wcześniej. Zamknąłem oczy, żeby móc dokładniej się wsłuchać. Ale trwało to tylko chwilę. Grę przerwał syk bólu.
-Ał!
- Co się stało?!
- Nic takiego. Po prostu struna mi pękła.
Dziewczyna pokazała mi dłoń, przez którą przebiegało czerwone rozcięcie, wypełniające się krwią.
- Czasami się zdarza. - uśmiechnęła się promiennie.
- Ej! KISE! - usłyszałem zza siebie głoś Aoiminecchiego. - Kaj się szlajasz?!
Pozostali z Pokolenia Cudów doszli do mnie i dziewczyny.
- Co to za flirty na środku stacji sobie urządzasz, co? - Daiki uderzył mnie lekko w tył głowy.
Zignorowałem jego komentarz.
- Chłopaki, to jest...
Cholera! Nie wiedziałem, jak ma na imię. Taki wstyd.
- Sumane Hotaru. - dziewczyna wstała. - Miło was poznać.
- Wzajemnie. - odezwał się nasz kapitan. - Ja jestem Akashi. Ten wielki to Murasakibara, okularnik to Midorima, niebieskowłosy - Aomine, a ten, który zajmuje ci cenny czas z życia to Kise.
Hotaru przyjrzała mi się uważnie.
- Jesteś strasznie blady... - sięgnęła po butelkę i podała mi ją. - Masz. Napij się. Woda dobrze ci zrobi.
- Ach... Dzięki.
Midorima przewrócił oczami.
- Nie wiem, jak wy, ale ja już idę. - rzucił na pożegnanie i odszedł.
- Ja też. - Akashi ruszył w swoją stronę.
Murasakibara podążył za kapitanem. Został ze mną tylko Aominecchi.
- Ja też już będę się zbierać. - westchnęła dziewczyna i zaczęła się pakować.
- Mówiłaś, że jak się nazywasz? - zapytał Daiki.
- Sumane Hotaru.
- Sumane... Znam skądś to nazwisko. - za wszelką cenę starałem sobie przypomnieć, gdzie już je słyszałem. - Wiem! Tak się nazywa słynna modelka.
- Taa... Jestem jej córką. - odparła Hotaru.
Zaniemówiłem z wrażenia. Przyglądałem się jej przez chwilę.
- Nie ma co szukać podobieństwa. Wygląd mam po tacie... Na szczęście.
Spuściłem wzrok. Aominecchi się zaśmiał.
- Gotowa? - zapytał. - To chodź. Odprowadzimy cię.
- Dzięki!
- Szkoda tylko, że nie ma na czym oka zawiesić.
- No wybacz, że jestem płaska!
- Wybaczam.
Oboje zaczęli się śmiać. Ja również się uśmiechnąłem.
Po chwili poczułem, że robi mi się słabo. Zacząłem osuwać się na ziemię. Przed upadkiem uratowały mnie silne ramiona Aominecchiego.
- KISE!
- Daiki... - wyszeptałem jeszcze i straciłem przytomność.
- Cholera jasna! Kise! Nie odpierdalaj mi tu takich scen! - darłem się na całe gardło. - Zadzwoń po karetkę, czy coś! - zwróciłem się do Sumane.
- Nic nie przyjedzie. Miasto jest całe zakorkowane. Zabierzmy go do mnie.
Przytaknąłem i wziąłem Ryotę na ręce. Szliśmy szybkim krokiem do domu Hotaru.
Otworzyła mieszkanie bardzo nerwowo. Gdy weszliśmy, kazała ułożyć mojego przyjaciela na łóżku. Szybko zrobiła kompres i położyła go Ryocie na czoło.
- Często tak ma? - zapytała.
- Pierwszy raz mu się zdarzyło... Przynajmniej przy mnie.
- Wy coś trenujecie?
- Kosza. Zauważyłem, że ostatnio na treningach jest coraz słabszy.
- A robi coś poza szkołą?
- Pracuje w jakiejś agencji modelarskiej... Pieprzony model.
- Ha?! Mogłam się domyślić. A schudł coś ostatnio?
- Jak tak teraz pytasz, to w sumie tak. I to dość drastycznie. Co jest dziwne, bo je normalnie.
- A nie chodzi zaraz po posiłku do łazienki?
- Nie zauważyłem, żeby tak było... A co?
- Mam dwie teorie.... Albo ma bulimię, albo połknął jaja tasiemca. To częste wśród modeli i modelek... Anoreksję wykluczam, skoro mówisz, że je normalnie.
- Znasz się na tym.
- W końcu mam matkę modelkę. Siłą rzeczy muszę się na tym znać.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- O której wracają twoi rodzice? - zapytałem w końcu o dosyć istotną sprawę.
- Hm? Oh, nie mieszkam z nimi. Tata jest w Ameryce, a mama jeździ po całej Japonii... Zjesz coś?
- Ta. Jeśli to dla ciebie żaden kłopot.
Hotaru wstała i wyszła do kuchni. Zostałem z Kise sam w jej pokoju. Naprawdę zacząłem się o niego martwić. Gdy Sumane o tym wspomniała, to zdałem sobie sprawę, jak bardzo schudł i zmizerniał.
Dotknąłem jego policzka i przytknąłem czoło do włosów.
- Biedactwo.
Chwila. Co ja do cholery robię?! Odsunąłem się szybko. Co jest ze mną?!
Poczułem się dziwnie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Spojrzałem ponownie na Ryotę. Poruszył się niespokojnie. Chwyciłem jego dłoń.
- Już dobrze. - wyszeptałem.
Kise otworzył oczy i uśmiechnął się. Po chwili znowu je zamknął i zasnął.
- Coś ty ze sobą zrobił?
Wróciłam z kanapkami i piciem na górę. Zastałam bardzo słodki obrazek. Aomine trzymał Kise za rękę. Uśmiechnęłam się. Weszłam do pokoju i postawiłam tackę na stoliku nocnym.
- Częstuj się. - rzuciłam i ułożyłam się w fotelu.
- Przebudził się... Przed chwilą.
- To dobrze. Gdy następnym razem się obudzi, nie pozwól już mu zasnąć. Trzeba będzie w niego wmusić jedzenie.
- Okey.
Bacznie obserwowałam tą dwójkę. Kurna. Znam ludzi niecałe dwie godziny i już udostępniam swój dom jako salę szpitalną. Jednak nie miałam serca ich wyrzucać, tym bardziej, że Kise mógł być w poważniejszym stanie, niż przypuszczałam. Poza tym zdążyłam ich polubić.
Kise ocknął się po pół godzinie. Aomine pomógł mu usiąść, a ja podałam kanapkę. Wziął ją niechętnie i jadł bardzo powoli. Nikt przez ten czas się nie odzywał. Ciszę przerwało dopiero jęknięcie Kise.
- Przepraszam. - schował głowę w kolana.
- Nie masz za co. - zapewniłam. - Ważniejsze jest to, jak się czujesz.
- I co sobie najlepszego robisz?! - włączył się ostro Aomine.
Nie chciałam, aby tak się stało. Wolałam ten temat zostawić na później. Ale już było za późno.
- Nic. - odpowiedział słabo Kise.
- Jak to, kurwa, nic? Jesteś coraz chudszy i słabszy. Nagle mdlejesz na środku ulicy... Co się z tobą dzieje, Ryota?
Blondyn zaniósł się szlochem. Usiadłam przy nim na łóżku i objęłam ramieniem.
- Kise-kun, co się dzieje? - zapytałam łagodnie. - Powiedz mi, czy połykałeś jaja tasiemca?
Zaprzeczył ruchem głowy.
- A prowokowałeś wymioty? - pytałam dalej.
Przez długą chwilę siedział w bezruchu, ale w końcu przytaknął. Westchnęłam tylko i mocniej go przytuliłam.
- Czy ciebie, kurwa, popierdoliło? - zimny głos Aomine przerwał panującą w pokoju ciszę.
Jego słowa były dla mnie jak policzek. Wyjątkowo bolesny. Mimo wszystko nie było sensu, by mu tłumaczyć. I tak by nie zrozumiał... Hotaru nie wydawała się być zdziwiona, w końcu jej mama to modelka, ale troska w jej głosie sprawiała mi ból. I to jak mnie delikatnie obejmowała dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
- Kise! - głos Aominecchiego był tak bardzo zimny.
- Daj spokój, Aomine-kun. - Sumane wzięła moją stronę.
Poczułem rwanie w żołądku. Bułka już zbyt długo w nim siedziała. Musiałem ją zwymiotować, choć było to ryzykowne, patrząc na to, że Hotaru się na tym wszystkim zna. Jednak zaryzykowałem
- Ja... Chcę do łazienki.
Sumane pozwoliła mi wstać.
- Drzwi po lewej na końcu korytarza. - poinstruowała mnie.
Szybko, na tyle, na ile pozwalało mi zmęczenie, wyszedłem z pokoju.
- Masz. - Hotaru podała mi monetę. - Idź za nim. Jeśli się zamknie, drzwi można z łatwością otworzyć od zewnątrz.
Wziąłem pieniądza.
- Myślisz, że będzie..?
- Nie wiem. Ale lepiej będzie go przypilnować. Jeśli usłyszysz, że woda leci nienaturalnie długo, to wejdź.
Skinąłem głową i podszedłem do drzwi łazienki. Słyszałem, jak płynie woda. Odczekałem pół minuty. Woda nadal leciała. Przekręciłem zamek i wszedłem. Kise klęczał nad ubikacją.
- Sumane! - zawołałem dziewczynę.
Przybiegła szybko. W tym czasie szarpałem się już z Ryotą, by odciągnąć go i powstrzymać od wymiotów.
- Przyniosę wody. - zadeklarowała i zniknęła w korytarzu.
Spuściłem wodę w kiblu i mocno przytuliłem do siebie słabego już Kise. Oddychał szybko, czułem, jak jego łzy moczą moją koszulkę.
- Ogarnij się. - zacząłem go głaskać po głowie.
Nie wiem, czemu to robiłem. Po prostu chciałem go jakoś uspokoić. Po chwili do łazienki weszła gospodarz z butelką wody. Podała ją Ryocie. Upił kilka łyków. Wziąłem go na ręce i zaniosłem z powrotem do pokoju.
- Cholera, już ciemno. - zauważyłem.
Sumane spojrzała przez okno.
- Faktycznie... Nie przejmujcie się. Możecie zostać u mnie na noc... Ten fotel się rozkłada i nawet wygodnie się na nim śpi... Ja się idę wykąpać.
Zabrała piżamę i zmienną bieliznę po czym wyszła.
Rozłożyłem sobie fotel, wziąłem poduszki i koc.
Nie kąpała się zbyt długo. Może po 15 minutach wyszła ubrana w piżamę z włosami owiniętymi ręcznikiem.
- Chcecie się umyć? - zapytała.
- Nie trzeba. Braliśmy prysznic po treningu. - odpowiedziałem.
Skinęła głową.
- Przyniosę wam jakieś ciuchy do spania.
Znowu wyszła. Wróciła po kilku chwilach z t-shirtami i dresowymi spodniami.
- Kise-kun, na ciebie mogą być odrobinę za duże, bo są mojego taty, ale ty, Aomine-kun, powinieneś się w nich dobrze czuć.
- Ta. Dzięki.
- Będę w pokoju obok, jeśli będziecie mnie potrzebowali. Dobranoc.
- Branoc, Sumane.
- Dobrej nocy. - odezwał się Kise.
- Ach! I mówcie mi po prostu Hotaru. - uśmiechnęła się i zniknęła.
Podałem Ryocie dres. Przebrał się szybko i ponownie położył w łóżku. Zgasiłem światło i ułożyłem się w fotelu, twarzą do Kise. Oczy zaczęły mi się zamykać. Z półsnu wyrwał mnie nieśmiały głos Kise.
- Daiki...
- Tak? Potrzebujesz czegoś?
- Nie, ja... Chciałem spytać, czy... Czy potrzymasz mnie za rękę? Póki nie zasnę.
Zdziwiła mnie jego prośba. Jednak postanowiłem ją spełnić. Ująłem delikatnie jego dłoń.
- Dziękuję. - usłyszałem jeszcze i zasnąłem.
Wierciłam się w łóżku przez dość długi czas. Martwiłam się. Z sąsiedniego pokoju nie dobiegały żadne dźwięki. Pewnie już śpią. Miałam nadzieję, że Kise prześpi tą noc spokojnie.
Nie pamiętam, kiedy zasnęłam
~~~
Odprowadziłam ich do drzwi i pożegnałam, opierając się o framugę.
- Dziękuję, Hotaru-chan. - powiedział Kise z wdzięcznością.
- To nic takiego, Ryota. - machnęłam ręką. - Musisz na siebie uważać i dobrze się odżywiać.
Skinął głową. Dziś po śniadaniu nie poszedł do łazienki, ale i tak się martwiłam.
- Daiki-kun! - zawołałam jeszcze Aomine.
Podszedł i włożyłam mu karteczkę do ręki.
- Tu masz mojego maila i dokładny adres. Jeśli coś by się działo, to czasem zastaniesz mnie na dworcu w tamtym miejscu, ale jeśli nie, to dzwoń, pisz, przyjdź. Cokolwiek. Postaram się pomóc. I miej na niego oko. Tylko nie mów nikomu innemu, dobrze?
- Jasne. Dzięki, za wszystko.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia.
- Pa.
Pomachałam im jeszcze. Gdy zniknęli za rogiem ulicy, wróciłam do domu. Osunęłam się pod drzwiami. Tak strasznie było mi szkoda Kise.
- Trzymaj się. - szepnęłam w przestrzeń.
by #Sora
Uff... W końcu to skończyłam. Spędziłam nad tym opowiadaniem 3 dni :D Ale myślę, że warto było... To będzie dłuższa seria, opowiadająca o pairingu AoKise <3 I znowu... Hotaru jest OC :3 Będzie pomagała chłopakom w ich związku >.<
Ciekawostka: imię Hotaru znaczy "robaczek świętojański"
Subskrybuj:
Posty (Atom)