sobota, 4 kwietnia 2015

Twoje nowe imię.

Zabiją mnie.
Byłam tego pewna. W końcu wymordowali wszystkich, którzy byli w siedzibie. Mnie też zabiją.
I dobrze. W końcu przestanę cierpieć.
Wreszcie będę wolna.
Zamknęłam oczy, czekając aż mnie znajdą.
Bałam się.
Chciałam odejść bez bólu, a obserwując ich metody, dostrzegłam, że lubią zadawać ból. Nie chciałam tego. Wolałam, aby zabili mnie szybko.
- Ej, mała. - głos, który usłyszałam był łagodny.
Otworzyłam oczy. Kucał przede mną młody chłopak o rudych, średnio długich włosach i orzechowych oczach. Dosunęłam się bliżej ściany.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobimy. - zapewnił.
Wyciągnął w moją stronę rękę, ale nie odpowiedziałam na gest.
Zrezygnowany wstał i ściągnął swoją bluzę. Podał mi ją.
- Cała się trzęsiesz. Załóż, bo się rozchorujesz.
Powoli się ubrałam, nie spuszczając chłopaka z oczu.
Po chwili dołączyło do niego dwóch pozostałych. Byli wysocy.
- Kogo tam znalazłeś, Yata? - szczuplejszy z nich, czerwonowłosy, przyklęknął przy mnie i uśmiechnął się. - Nie bój się, ślicznotko. Chodź z nami. Zabierzemy cię w bezpieczne miejsce.
Wstałam, starając się nie zachwiać. Podążyłam za nimi, ale ciężko mi było iść. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa i ciągle się potykałam. W końcu czerwonowłosy kucnął i kazał mi wejść na swoje plecy. Chwilę się opierałam, ale nie miałam na to siły. Posłusznie spełniłam swego rodzaju rozkaz.
Zasnęłam, kołysana jego spokojnym chodem.
***
Pierwszą osobą, którą zobaczyłam po przebudzeniu był Yata.
Uśmiechnął się lekko i zwrócił w drugą stronę.
- Obudziła się.
Usiadłam. Znajdowaliśmy się w jakimś barze.
 Wiele spojrzeń było skierowanych w moją stronę, co mnie trochę wystraszyło. Mocniej ścisnęłam koc, którym byłam przykryta.
Ktoś położył rękę na moim ramieniu. To był chłopak, który mnie niósł.
- Przestańcie. - zwrócił się do siedzących w lokalu. - Nie widzicie, że się boi?
Mężczyźni posłuchali i wrócili do swoich zajęć.
- Nie bój się. Jesteś tu bezpieczna. - zapewnił czerwonowłosy i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. - Jesteś głodna?
Przytaknęłam.
- Kusanagiego-sana jeszcze nie ma, ale w kuchni powinno być coś, co da się odgrzać. - chłopak zamyślił się. - Pójdę sprawdzić. Yata, posiedź z nią.
Przeniosłam wzrok na drugiego chłopaka. Uśmiechał się i był zarumieniony. Rozbawił mnie trochę ten widok, więc też się uśmiechnęłam. Yata zdziwił się i wydawał się być nieco speszony moją reakcją.
- Rumienisz się, Yata. - powiedział trzeci chłopak, którego spotkałam w siedzibie yakuzy.
- W-wcale nie! - zaprzeczył gwałtownie rudowłosy.
Zaśmiałam się. Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale uśmiechnęli się.
- Jestem Rikio Kamamoto. - przedstawił się blondyn.
- Misaki Yata. - wciąż się rumienił. - A ty?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ja...
- Nie wiem... Nie pamiętam... - poczułam, że jestem bliska płaczu.
Będąc suką yakuzy nigdy się nie zastanawiałam nad imieniem, którego nie pamiętałam. Ale wtedy mnie to zabolało. Byłam nikim.
Kamamoto pogładził moje włosy.
- Nie przejmuj się, mała. Coś wymyślimy. - mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się.
Z kuchni wyszedł trzeci chłopak.
- Nie znalazłem nic, co można by podać na ciepło... Ale zrobiłem ci kanapkę, mam nadzieję, że na razie wystarczy.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Jestem Kousuke Fujishima. Ale możesz mi mówić po imieniu... A jak brzmi twoje, ślicznotko?
Spuściłam wzrok.
- Nie pamiętam.
- Wybacz.
- Nic nie szkodzi. - zapewniłam z uśmiechem, choć świadomość tego, że nie posiadam imienia wciąż mnie bolała.
Zaczęłam zajadać się kanapką, która smakowała lepiej niż cokolwiek, co do tej pory jadłam.
Po kilkunastu minutach do baru weszło trzech młodych mężczyzn.
- Tadaima! - zawołał radośnie jeden z nich. Natychmiast mnie zauważył. - Ooo.. Co to za słodka dziewczyna??
- Znaleźliśmy ją w ich kryjówce. - wyjaśnił Kousuke. - I postanowiliśmy zabrać ze sobą. Nie wie kim jest. Nie pamięta swojego imienia.
- Ach tak? - mruknął czerwonowłosy mężczyzna, który wszedł do baru.
- Mikoto, mógłbyś być milszy. Jestem Tatara Totsuka. - przedstawił mi się wesoły chłopak. - Ten w okularach to Izumo Kusanagi, a ten trzeci to Mikoto Suoh. Nasz król.
- Król?
- Słyszałaś kiedyś o kolorowych klanach? - zapytał Kusanagi.
Przytaknęłam.
- My należymy do Czerwonego Klanu zwanego Homrą. A Mikoto nam przewodzi.
- Rozumiem...
Spojrzałam na króla, który cały czas bacznie mnie obserwował. W końcu odezwał się do mnie.
- Podejdź tu, mała.
Posłusznie wstałam i zbliżyłam się do niego. Wyciągnął w moją stronę dłoń, wokół której tańczyły czerwone płomienie.
- Mikoto, ty chyba nie masz zamiaru... - Kusanagi nie skończył zdania.
Rozejrzałam się po zebranych i z lekkim wahaniem sięgnęłam, by chwycić dłoń Suoh.
Ogarnęły mnie płomienie i przyjemne ciepło. Czułam się wspaniale. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Po chwili zobaczyłam, że na moim lewym obojczyku pojawił się płomień. Znak Homry.
Spojrzałam na Mikoto. Uśmiechał się do mnie.
- Witam w Homrze, Akane.
- Akane?
- Nie podoba ci się twoje nowe imię?
Czułam, jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Jest piękne!
- Możesz też używać mojego nazwiska.
Mocno przytuliłam Mikoto.
- Dziękuję.
Poczułam, że on również mnie obejmuje.
- "Czerwony Płomień", co? - zaśmiał się Izumo.
- Słucham?
- Znaczenie twojego imienia... Chodź, pokażę ci twój pokój. Co prawda trzeba go będzie trochę przerobić, ale na razie powinno wystarczyć...
- Zaraz, chwila... Mogę tu zamieszkać?
- Oczywiście. Jesteś teraz członkiem Homry... Mieszka tu parę osób z klanu. To jest: Kamamoto, Kousuke, Eric, Mikoto, Totsuka, Yata i jeszcze kilku, których aktualnie nie ma. Chodź. Opowiem ci trochę o nas. Jesteś teraz jedną z nas.
- Jedną z was... - powtórzyłam te słowa.
Szczęście, które mnie ogarniało było niepojęte dla mnie samej.

~~~

Powoli otworzyłam oczy. Wciąż było ciemno, ale mimo to wstałam z łóżka.
Przeszłam cicho korytarzem i zeszłam po schodach do baru. Rozejrzałam się po nim, przypominając sobie, jak dwa lata temu przyprowadzili mnie tutaj Yata, Rikio i Kousuke.
Uświadomiłam sobie, że śniłam o tym momencie. Uśmiechnęłam się.
- Co tu robisz? - zaskoczył mnie znajomy głos. Izumo.
- Nic takiego, mamo.
Spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Nie przestaniesz, prawda?
- Nazywać cię mamą? Nie.
- Wracaj do łóżka.
- Właśnie dlatego tak cię nazywam. Strasznie mi matkujesz.
- Ktoś musi, smarkulo.
Zaśmiałam się cicho.
- Przypomniałam sobie swój pierwszy dzień tutaj. I jak dołączyłam do Homry.
Izumo objął mnie ramieniem.
- Też pamiętam ten dzień. Byłaś taka wystraszona... Cieszę się.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Cieszę się, że jesteś tu z nami... Chodź już spać.
- Dobrze...
Cicho wróciliśmy na górę i każdy wrócił do swojego pokoju.
Nakryłam się kołdrą.
- Dobranoc, kochani. - szepnęłam.
Nie pamiętam, kiedy zasnęłam...


Panie Boże...
Ehm, no cóż. 
Wielki COME BACK :D
Obiecuję, że zajmę się blogiem z powrotem.  
I tu takie tam opowiadanie z "K Project" na powitanie :3
 Sora.

środa, 4 czerwca 2014

Kochaj! Warto! Cz. III - I Zapomnę o swojej krzywdzie.

Ostatnia część.
Mam nadzieję, że perypetie Ayi i Yokozawy 
jeszcze Was nie znudziły :D
Enjoy! :3 


Aya biegała z papierami między 3 a 4 piętrem.
Wszyscy pracownicy patrzyli na nią zdziwieni, ale nikt nie miał czasu o nic zapytać, bo dziewczyna znikała tak szybko, jak się pojawiała. W końcu Yokozawie udało się ją zatrzymać.
- Co się dzieje? W tym tempie skończycie całą tygodniową pracę.
- O to nam chodzi. Mam dzisiaj bardzo ważny mecz i chłopaki też chcą na niego pójść, więc musimy się do trzynastej wyrobić ze wszystkim, aby zdążyć.
- Mecz?
- Ta. Jeśli chcesz, to przyjdź. Hala "Akira" o piętnastej. Wstęp wolny.
Kotori pobiegła z powrotem do swojego biura.
- Mecz, co? - mruknął do siebie Yokozawa. - W takim razie ja również muszę skończyć wcześniej pracę.
Mężczyzna dotknął kieszeni marynarki, w której swoje miejsce znalazło pudełko z pierścionkiem.
***
Aya rozgrzewała się razem z dziewczynami z drużyny, podczas gdy Ritsu, Shouta i reszta zajęli miejsca na trybunach.
- Niezła jest. - skomentował Kisa, obserwując sprawne ruchy Ayi.
- No. W gimnazjum była najlepsza. Zawsze uwielbiałem patrzeć, jak gra. Widać było w tym pasję... Z resztą dalej tak jest. - zachwalał przyjaciółkę Onodera. - Na boisku jest naprawdę niesamowita. Zupełnie, jakby była jego częścią. Doskonale się bawi i to jest dla niej najważniejsze.
W tym samym czasie Yokozawa również zajął miejsce. Przyglądał się Kotori z podziwem. Nigdy wcześniej jej takiej nie widział. Tak skupionej.
"Przydałoby ci się w pracy takie skupienie.", pomyślał i uśmiechnął się.
Na gwizdek dziewczyny ustawiły się na liniach końcowych i przywitały z przeciwniczkami. Zaczął się mecz.
Pierwszy set wygrały przeciwniczki z wynikiem 23-25. Drugi zespół "Akiry" 30-28.
Trzeci był prawdziwą walką. Żadna ze stron nie odpuszczała i, pomimo zmęczenia, nie zwalniała tempa meczu.
Po skroniach Ayi spływały strużki potu. Rozejrzała się po zawodniczkach, które również były już wykończone.
"Jedna szybka akcja. Tylko jedna i odrobimy stratę... Musimy jeszcze zdobyć trzy punkty i nie pozwolić sobie na choćby najmniejszy błąd.", myślała dziewczyna.
Jednak błąd nastąpił.
Jedna z dziewcząt źle odbiła piłkę, która obrała kurs na aut.
- Libero! - wydarła się Kotori, ale zdała sobie sprawę, że dziewczyna nie dobiegnie.
Opuściła swoje miejsce i pobiegła w stronę piłki.
Tuż przed ścianą wyskoczyła, aby wykonać odbicie, które bezbłędnie jej się udało.
- Cover! - krzyknęła, zanim walnęła z impetem w ścianę. Osunęła się po niej.
Otworzyła oczy i zacisnęła zęby, aby powstrzymać się od jęku.
Piłka znowu była po ich stronie siatki.
- Wystaw mi! - Aya wstała szybko, aby zdążyć zrobić ścinę.
Wyskoczyła wysoko i z całej siły uderzyła w piłkę.
Upadła na ziemię. Czekała na decyzję sędziego.
Odgwizdał aut.
Mecz zakończył się wynikiem 49-51 dla przeciwnego zespołu.
W setach 2-1.
Aya uderzyła pięścią w parkiet. Z trudem hamowała wzbierające łzy wściekłości.
- Nie przejmuj się, senpai. - usłyszała nad sobą. - To było niesamowite.
Libero wyciągnęła w jej stronę dłoń i pomogła Kotori wstać.
- Dziękuję, Shiro-san. 
Drużyny podziękowały sobie za grę i poszły do szatni.
Młoda edytorka siedziała na ławce ze spuszczoną głową.
- Przepraszam was, dziewczyny. - szepnęła.
- Nie masz za co, Kotori-senpai. - odparła rozgrywająca Azusa. - Gdyby nie ty, nie zaszłybyśmy nawet tutaj.
- Właśnie! - w rozmowę włączyła się Shiro. - To TY nas tutaj zaprowadziłaś. Spróbujemy ponownie za rok. I wtedy na pewno nam się uda, prawda dziewczyny?
Shiro odpowiedział radosny okrzyk, co poprawiło Ayi humor.
- To był wyborny mecz, panienki. - do szatni wszedł trener. - Dałyście z siebie wszystko i jestem z was naprawdę dumny... Aya, nie przejmuj się. Twój ratunek tej piłki był wspaniały.
- Dziękuję, trenerze.
- Czekają na ciebie koledzy. Idź do nich... Dziewczyny, macie wolne... Aya.
- Tak?
- Pomożesz mi posprzątać halę?
- Jasne.
- My też pomożemy. - zaoferowała Azusa.
- Nie trzeba. Wracajcie do domu. - zapewniła Kotori i wyszła z szatni.
Na zewnątrz czekali na nią przyjaciele. Zawahała się, ale podeszła do nich, starając się uśmiechnąć. Nie dali się nabrać. Pomimo uśmiechu, w oczach Ayi zgromadziły się łzy, które natychmiast spłynęły po policzkach.
Ritsu przygarnął do siebie dziewczynę, aby ją pocieszyć.
- To był super mecz.
- Dałaś z siebie wszystko, senpai. - Kisa pogłaskał ją po włosach.
- Yup... Ale trochę głupio przegrać na własnym boisku. - wypalił Chiaki.
- Yoshino! -krzyknęli wszyscy, ale Kotori się roześmiała.
- Racja. - odparła, ścierając łzy. - Ale nie martw się. W przyszłym roku nie oddamy tak łatwo zwycięstwa. Damy z siebie jeszcze więcej!
Bojowy duch ponownie wstąpił w Ayę, co wywołało uśmiechy na twarzach mężczyzn.
- Muszę wracać posprzątać halę.
- Pomożemy ci. - zadeklarował Masamune.
- Nie trzeba.
Ale mężczyźni już szli w stronię hali.
Dziewczyna dała za wygrana i podążyła za nimi.
 ***
Yokozawa opierał się o barierkę, czekając na Ayę.
Zauważył drużynę "Akiry", kierującą się w stronę centrum miasta. Podszedł do nich.
- Nie wiecie może, gdzie jest Aya?
- Hm? Kotori-senpai została, aby pomóc naszemu trenerowi w posprzątaniu hali. Jeśli pan wróci, to na pewno się jeszcze zobaczycie.
- Dziękuję.
 Mężczyzna zostawił dziewczyny i ruszył w stronę wejścia do hali.
Jeszcze raz dotknął kieszeni z pierścionkiem.
"Wszystko gotowe", pomyślał. "Tylko spełnij swoją obietnicę i powiedz *Tak*"
***
Edytorzy zajęli się trybunami, a Aya razem z trenerem zajęła się boiskiem.
- To twoi współpracownicy? - zapytał mężczyzna w pewnym momencie.
- No prawie. Tamten wysoki z kolczykami to mój kuzyn, a niski z ciemnymi włosami i niebieskimi oczami to przyjaciel spoza biura.
- Mhm... Rozumiem... Miło z ich strony, że nam pomagają.
- Ta. Jak już coś sobie postanowią, to nie ma siły, aby ich od tego odwieść.
- Twój narzeczony był? - sensei zmienił temat.
- Hm? A. Tak, był. Ale to były narzeczony. Już nie jesteśmy ze sobą. 
- Heh... Rety, Aya... Prostaś jak budowa cepa.
- Ha? Onizuki-sensei! Co masz na myśli?
- Gdzie siedział?
- A skąd ja niby mam..? Rząd piąty miejsce ósme sektor F.
- Właśnie o tym mówię. Posłuchaj mnie, mała. Albo dajesz sobie z nim spokój i żyjesz, albo dalej o niego walczysz. Sprawa jest prosta.
- No wiem, ale...
Sensei przerwał dziewczynie skinieniem głowy. Wskazał za nią.
Kotori odwróciła się.
Z jednego z wejść dla drużyn wchodził właśnie Yokozawa.
- Ta.. Takafumi.
Edytorka mocno zacisnęła palce na kiju mopa.
- Rusz się, a nie - stoisz i czekasz na cud. - trener popchnął ją w stronę mężczyzny.
- Sensei! - dziewczyna odwróciła się w jego stronę i obrzuciła pretensjonalnym spojrzeniem, ale mężczyzna tylko dodał jej otuchy uśmiechem.
Aya zrobiła kilka kroków w stronę Yokozawy. Mop nadal trzymała przed sobą.
- Co sądzisz o meczu? Zawaliłyśmy, co?
- Był bardzo dobry. Nic sobie nie zrobiłaś?
- Ha?
- Chodzi o tamto uderzenie.
- Ah. Nie, nic mi nie jest. Miło, że się martwiłeś.
Nastała między nimi krótka cisza, którą przerwał Takafumi:
- Aya, posłuchaj... Czy ty... Mogłabyś do cholery gdzieś to odłożyć?! Chciałbym się oświadczyć TOBIE a nie mopowi!
Przedmiot wypadł dziewczynie z rąk z wrażenia. Jej serce zaczęło szybciej bić.
Mężczyzna uklęknął i wyciągnął z kieszeni pudełeczko.
- Aya, wyjdziesz za mnie?
Kotori zakryła usta dłonią, a w jej oczach pojawiły się łzy. Tym razem łzy szczęścia.
- Nie! Ona za ciebie nie wyjdzie! - Ritsu rzucił się na mężczyznę i zaczął go okładać.
Sytuacja bardzo szybko przerodziła się w bójkę, której pozostali tylko się przyglądali.
- A ty co? Strażnik jej ręki? Ona sama o tym zdecyduje!
- Nie! Bo znowu powie ci "tak" i popełni kolejny największy błąd życia.
- Przepraszam, ale czy ja mam tu coś do powiedzenia? - zapytała Aya.
- NIE!
Dziewczyna podniosła mopa i zdzieliła nim mężczyzn po głowach. 
- Wystarczy!
Onodera i Yokozawa odsunęli się od siebie.
Dziewczyna podeszła do przyjaciela i ujęła jego ręce.
- Ritsu, wiem, że się o mnie martwisz, ale jestem dorosła i sama o sobie zdecyduję. 
- Ech... Ale pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść.
- Wiem.
Kotori zwróciła się w stronę Yokozawy.
- Takafumi... Tak. Wyjdę za ciebie.
Podeszła do mężczyzny, który włożył jej pierścionek na palec. Ten sam, który podarował jej za pierwszym razem.
Dziewczyna dotknęła policzka swojego narzeczonego i przyciągnęła go do siebie, delikatnie całując.
Pierwszy zaczął klaskać Ritsu. Potem dołączyła się reszta, łącznie z trenerem.
- A tak bardzo nie chciałeś, aby za niego wychodziła. - Onizuki zwrócił Onoderze uwagę.
- No tak, ale... Czuję, że teraz będzie już dobrze.
Yokozawa i Kotori tulili się do siebie czule. Dziewczyna się śmiała.
- Byłoby bardziej romantycznie, gdyby Aya nie była w stroju siatkarskim. - skomentował Chiaki.
- Haha. Masz rację. - poparł go Yukina.
- Ale to było jej marzenie. - odparł spokojnie Ritsu.
- Ha?! - wszyscy szczerze się zdziwili.
- Zawsze chciała, aby jej wymarzony mężczyzna poprosił ją o rękę po meczu, kiedy ona będzie jeszcze w stroju i z ochraniaczami.
Mężczyźni zaczęli się po cichu śmiać, jednak nie umknęło to uwadze dziewczyny.
- Ej! Nie śmiać się z cudzych marzeń! - jednak jej samej nie udało się zachować powagi. - Jesteście okropni! - śmiała się razem z nimi.
Tą radosną chwilę przerwał jednak trener.
- No dobra, miło było, ale czy my możemy w końcu posprzątać tą salę?!
Wszyscy zabrali się do pracy i po pół godzinie hala była wysprzątana.
- To ja się lecę przebrać! Poczekajcie na mnie na dworze. - Aya zniknęła w szatni.
Mężczyźni pożegnali się z trenerem i wyszli na zewnątrz.
Aya pozbierała swoje rzeczy i podeszła jeszcze na chwilę do trenera.
- Dziękuję trenerze, za te wszystkie lata, przez które mnie pan przygotowywał na meczów.
- Hm? Co jest, Aya? Gadasz, jakbyś miała odejść.
- No, bo... Zawiodłam. Gdybym tylko uderzyła lżej.
- A tobie dalej o to? Mówiłem ci już, nie przejmuj się. Tamte zawodniczki grają na światowym poziomie. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że przegracie minimalną różnicą punktów. Jestem z was dumny. I nie waż się odchodzić. Jesteś tutaj, odkąd założyłem klub. Jesteś jedyną zawodniczką, która ostała się z pierwszego składu. Dlatego nie odchodź. Potrzebujemy się.
- Ale..!
- Żadnego "ale". Nie odchodzisz i koniec. Kropka!
Dziewczyna roześmiała się.
- No dobrze.
Onizuki przytulił swoją podopieczną.
- I gratuluję, Aya. Życzę ci dużo szczęścia.
- Dziękuję.
- No, leć już. Czekają na ciebie.
- Hai!
Dziewczyna pomachała trenerowi na pożegnanie i pobiegła w stronę wyjścia.
***
Mężczyźni czekali na przyjaciółkę, opierając się o barierki. Powoli zapadał zmrok.
Ritsu podszedł do Yokozawy.
- Nie wybaczę ci, jeżeli ona znowu będzie przez ciebie płakać.
- Nie będzie. Postaram się o to.
***
Aya biegła roześmiana ciemnym, opustoszałym korytarzem.
Nareszcie była w pełni szczęśliwa.


by #Sora


PS W tekście nie jest to za bardzo ukazane, ale między zerwaniem zaręczyn a ich odnowieniem minęły niecałe 3 miesiące ;)

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Nie kochaj. Warto. Cz. II - Wybaczę Ci.

Druga część do "Nie kochaj. Nie warto..." 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba!
:D


Po tygodniu Aya wróciła do domu.
Ritsu z resztą współpracowników ustalili, że cały czas ktoś będzie z szefową, aby jej pilnować. Dziewczynie nie do końca podobał się ten pomysł. Mieli w końcu robotę do wykonania, a w biurze nieobecne były przez jej sytuację dwie osoby.
- Hatori-kun. - odezwała się pewnego dnia Kotori. - Wracaj do biura. Mamy teraz gorący okres w wydawnictwie. Powinieneś tam być.
- Nie ma mowy.
- Czuję się już o wiele lepiej. Naprawdę.
- Nie zostawię cię samej, Aya.
Kobieta dała za wygraną. Nie było sensu się kłócić z Hatorim. I tak nie odpuści.
- Chyba, że ... - Tori wpadł na pomysł. - Chiaki z tobą posiedzi.
- Spoko. Dawno się z nim nie widziałam... A nie gonią go żadne terminy?
- Nie... Zaraz do niego zadzwonię.
Po kilku minutach do mieszkania dziewczyny zadzwonił Yoshino.
- To ja się zbieram. - rzucił na pożegnanie Hatori.
- Pa!
Aya zaprosiła Chiakiego do środka i zrobiła mu herbaty. Siedzieli przez chwilę w ciszy, którą przerwał mangaka.
- Jak się czujesz, Aya?
- Już lepiej. Dziękuję. A co u ciebie? Słyszałam, że masz na razie spokój.
- Taa... W końcu Tori nie ma się do czego przyczepić. - zaśmiał się chłopak.
Aya również zaczęła się śmiać. Po chwili rozmawiali już luźno, tak jak kiedyś. Żartowali i śmiali się, opowiadając sobie różne zabawne momenty z czasów szkoły.
- Tak się cieszę, że przyszedłeś! - powiedziała w pewnym momencie Aya. - W końcu ktoś, kto nie siedzi jak na szpilkach i bacznie mnie nie obserwuje. Robiło się to już naprawdę wkurzające... No ale sama jestem sobie winna.
- To nie była twoja wina. - zaprzeczył Yoshino. - Ty...
- Tak?
- Nadal nosisz pierścionek zaręczynowy!
- N-no tak... Wow. Jesteś pierwszą osobą, która to zauważyła.
- Dlaczego? Nie lepiej po prostu o nim zapomnieć?
- Jasne, że tak. Ale wiesz, Chiaki? Chyba między nami było to coś, co ludzie nazywają tą jedyną, prawdziwą miłością... Właśnie dlatego jest mi tak ciężko...
- Powiedz mu.
- Co?! Przecież dał mi jasny przekaz. Nie będę się narzucać.
- Nie narzucasz się. Po prostu powiedz, że go kochasz i odejdź. Będziesz miała czyste sumienie.
Rozmowę przyjaciół przerwał dzwonek do drzwi.
- Ha? Nie przypominam sobie, abym coś zamawiała. - Aya chciała wstać, ale uprzedził ją Yoshino.
Wrócił z bukietem kwiatów.
- Są dla ciebie, Aya.
- Jakbym się nie domyśliła. - odparła dziewczyna ironicznie. - Od kogo?
Yoshino wzruszył ramionami.
- Ale jest bilecik.
Podał kwiaty dziewczynie. Na małej karteczce było napisane tylko jedno słowo: "Przepraszam".
- To od niego. - szepnęła Aya.
Chłopak uśmiechnął się.
Kotori wsadziła kwiaty do wazonu i zaczęła się przebierać.
- Chiaki, zamknij drzwi, gdy będziesz wychodził! - krzyknęła na pożegnanie.
- Hej! Dokąd to?
- Do Yokozawy. Podziękować za kwiaty i powiedzieć, jak bardzo go kocham!
Zdziwienie ustąpiło z twarzy Yoshino i jego miejsce zajął czuły uśmiech.
- Powodzenia, Aya-chan.
***
Aya wbiegła zdyszana do biura, co zszokowało wszystkich jej współpracowników.
- Aya, co ty... - Takano już chciał sprawić jej burę, ale dziewczyna przerwała mu między jednym sapnięciem a drugim.
- Jest... Dzisiaj... Yokozawa?
- Nie. Wziął wolne. Aya, dlaczego tutaj...
Ale dziewczyny już nie było. Wybiegła z budynku i ruszyła w stronę domu Takafumiego.
***
Yokozawa usłyszał silne walenie w drzwi, które z każdą chwilą robiło się coraz głośniejsze.
- Idę, idę. Co to, pali się gdzieś, czy jak?
Ledwo otworzył drzwi i już miał na kogoś na szyi. Zachwiał się i przewrócił. Chwilę trwało, zanim skojarzył, kto na nim leży.
- Aya. Co ty tu robisz?
- Przyszłam podziękować za kwiaty... I powiedzieć, jak bardzo cię kocham, Takafumi.
Źrenice Yokozawy rozszerzyły się. Objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił.
- Ale... - Aya po chwili się od niego odsunęła, choć nadal na nim siedziała. - Chcę ci go oddać.
Zdjęła pierścionek zaręczynowy i włożyła go w dłoń mężczyzny.
- Zwalniam cię z obietnicy. - powiedziała, uśmiechając się czule. - Ale jeśli będziesz kiedyś chciał wrócić, przyjmę go znowu. Będę czekać. Nieważne, jak długo. Ale jeśli nie będziesz chciał - zrozumiem.
Dziewczyna wstała, to samo zrobił Yokozawa.
- Aya...
- Przepraszam, że tak wtargnęłam... Chciałam po prostu jeszcze raz móc cię przytulić. - oczy Ayi zaszkliły się. - Do zobaczenia w pracy.
Kotori odwróciła się i szybko wyszła z mieszkania.
***
Aya długo błąkała się po ulicach miasta nim postanowiła wrócić do domu.
Gdy otworzyła drzwi mieszkania, przywitał ją wściekły Ritsu.
- Gdzieś ty była?!
- Nie twój interes.
- Aya, martwiliśmy się o ciebie!
- Nie ma o co! Jestem dorosła, Ritsu. Potrafię o siebie zadbać.
- Miałaś do końca zwolnienia nie wychodzić z domu.
- Nie potrafiłam już wytrzymać! Cały tydzień w czterech ścianach, przy facetach, którzy wiecznie na ciebie patrzą z grobową miną, zamiast porozmawiać i się pośmiać! Gdyby Chiaki nie przyszedł to bym chyba zapomniała znaczenia tego słowa!
- Miał cię pilnować, a tymczasem...
- Ej, odczep się. To nie była jego wina!
Przyjaciele zamilkli. Dopiero po kilku minutach odezwała się Aya:
- Byłam u Yokozawy.
- Tak myślałem. - prychnął Onodera. - Przysłał ci kwiaty, a ty już do niego lecisz. Jesteś żałosna.
Aya wymierzyła Ritsu siarczysty policzek.
- Zerwałam zaręczyny.
Dziewczyna weszła do swojego pokoju, pozostawiając zdziwionego przyjaciela samemu sobie. Po chwili otrząsnął się i wszedł za Ayą. Siedziała na parapecie.
Przed Onoderą stanął widok z tamtego dnia. Podbiegł do przyjaciółki i przytulił ją. Oddychał szybko.
- Co się stało? Ritsu!
- Kiedy to się stało... Też tutaj siedziałaś...
- Często tu przesiaduję. To moje ulubione miejsce w mieszkaniu.
- Przepraszam, Aya. Nie powinienem tak mówić.
- Ja też przepraszam. Za to, że cię uderzyłam.
Dziewczyna wstała i uśmiechnęła się promiennie do Onodery. Chłopak również odpowiedział uśmiechem.
- I co teraz?
- Jak to "co"? W poniedziałek wracam do pracy. Poza tym muszę się przygotować do zawodów. Zawaliłam sobie trochę treningów i muszę je odrobić!
Ritsu zaczął się śmiać.
- No co? - zapytała zdziwiona Kotori, ale i ona po chwili się śmiała.


by #Sora

piątek, 23 maja 2014

Radzimy sobie.

Koushi wpatrywał się zaskoczony w siostrę.
- Nie chcę z tobą mieszkać. - powtórzyła Makoto.
- Ale.. Czemu, Mako?
- Żegnaj, bracie.
Dziewczyna odwróciła się i odeszła ze starszą panią. Koushi próbował za nią biec, ale im bardziej przyspieszał, tym bardziej jego siostra się oddalała. W pewnej chwili potknął się i upadł. Chwilę pozostał w tej pozycji, pozwalając spływać łzom, po czym ponownie się zerwał, aby dogonić Makoto.
***
Koushi Sugawara usiadł gwałtownie na łóżku. Czuł, jak zalewa go pot, oddychał szybko i chaotycznie. Chwilę to trwało, nim uświadomił sobie, że śnił mu się koszmar. Że odejście jego ukochanej młodszej siostry było tylko złym snem, który już się skończył.
Suga schował twarz w dłoniach, próbując opanować oddech i cisnące się do oczu łzy.
Wzdrygnął się lekko, gdy poczuł na swoim karku coś chłodnego i mokrego. Ręcznik.
Uniósł głowę i zobaczył zatroskaną twarz Makoto.
Dziewczyna podała mu szklankę wody.
Upił kilka łyków i oparł czoło o krawędź naczynia.
Mako zabrała bratu szklankę i usiadła przy nim. Wpatrywała się w jego twarz.
Koushi nie chciał martwić siostry, więc uśmiechnął się słabo.
Ten gest upewnił jednak Makoto w przekonaniu, że brat jej potrzebuje. Mocno go do siebie przytuliła, a on zacisnął palce na jej koszulce.
Mako poczuła ciepłe łzy Sugi na swoim ramieniu.
- Dziękuję... - odezwał się chłopak. - Że ze mną zostałaś...
Oczy Makoto również się zaszkliły. Zaczęła gładzić brata po włosach.
- Jesteśmy rodziną. A rodzina powinna trzymać się razem... Myślę, że rodzice byliby z nas dumni. I gdziekolwiek teraz są, na pewno nad nami czuwają.
- Kocham cię, Makoto.
- Ja też cię kocham, braciszku.
Suga wstał i otworzył drzwi prowadzące do ogrodu. Odetchnął świeżym powietrzem. Mako po chwili dołączyła do niego.
Brat objął ją, a Makoto mocno się w niego wtuliła. Przymknęła oczy.
Koushi spojrzał w błękitne, poranne niebo.
"Mamo. Tato. Radzimy sobie. Nie pozwolę nikomu odebrać Makoto. Bardzo za wami tęsknimy, ale mamy siebie. Wiem, że zawsze mogę liczyć na Mako i ona wie, że zawsze może liczyć na mnie. Kocham was."

by #Sora

Nie wiem jak Wy, ale ja uważam,
że to opowiadanie wcale nie jest smutne :)
Może trochę melancholijne, ale na pewno
nie jest smutne <3
 Sora.

Nie kochaj. Nie warto. Cz. I - Otul mnie szkarłatną cieczą.

 Coś mam wenę na takie smutasy Q.Q
Enjoy! :)
Sora.

Aya już od trzech dni nie pojawiała się w pracy. Zmartwiło to wszystkich jej współpracowników. Onodera nie potrafił się dodzwonić do przyjaciółki, co jeszcze bardziej ich dziwiło.
- Jadę do niej. - zdecydował Ritsu. - Spotkajmy się w kafejce.
- Ok. Będziemy czekać. - zapewnił Kisa.
Onodera popędził na stację. Udało mu się złapać pociąg i po kilkunastu minutach sterczał przed mieszkaniem Ayi.
- Aya-chan. Otwórz. To ja, Ritsu. - zrezygnowany wyciągnął klucze i otworzył mieszkanie. - Wchodzę!
Dziewczyna siedziała na kanapie owinięta kocem. Nawet nie spojrzała w stronę gościa, tylko jeszcze szczelniej się otuliła.
Ritsu podszedł do niej i usiadł obok na kanapie.
- Co się stało? - dotknął jej ramienia. - Aya, powiedz mi.
Kotori odwróciła się i mocno wtuliła w przyjaciela. Zaczęła szlochać.
- On... On powiedział, że... że już... że już nie potrafi ze mną być...
Onodera zrozumiał. Przyjaciółce chodziło o Yokozawę. Mężczyzna poczuł ogromny gniew, że ktoś śmiał tak mocno zranić jedną z najbliższych mu osób.
Pozwolił Ayi się wypłakać. Gdy się już uspokoiła i delikatnie odsunęła, zobaczył coś, co wprawiło go w osłupienie. Koszulę miał pobrudzoną krwią. Chwycił za nadgarstek Kotori i uniósł go. Zobaczył pełno krwawych kresek. Wszystkie świeże.
- Aya... - spojrzał ze strachem na przyjaciółkę.
W drugiej ręce trzymała nożyk. Drugi nadgarstek również był pocięty.
- Zabiję tego pojeba! - Ritsu, niewiele myśląc, wybiegł z mieszkania dziewczyny.
W kilka minut dobiegł do kafejki, w której był umówiony ze współpracownikami. Siedział tam również Yokozawa. Rzucił mu mordercze spojrzenie, ale zanim zdążył coś powiedzieć, rozmowę zaczął Kisa.
- I co z Ayą? Wiesz czemu jej nie ma?
- Wiem! Nie ma jej, bo ten pieprzony debil powiedział, że już nie chce z nią być!!! - krzyczał na cały głos Onodera. Na szczęście w kafejce nie było nikogo poza nimi. Zwrócił się bezpośrednio do Yokozawy. - Wiesz co ona przez ciebie zrobiła?! Znowu zaczęła się ciąć!!! Nie robiła tego przez tyle lat, a teraz..!
- Chwila, chwila! - wtrącił się Masamune. - Aya się cięła?
- W gimnazjum. Udało jej się z tego wyjść, ale teraz znowu!
Yokozawa siedział oszołomiony sytuacją. 
- Mam ci dać dowód?! Popatrz na moją koszulę! I na no... - Ritsu zaczął grzebać w kieszeni, ale nie znalazł nożyka. - CHOLERA! Zostawiłem u niej nożyk! Musimy tam biec, zanim zrobi sobie jeszcze większą krzywdę!
Wszyscy wybiegli z kafejki w stronę mieszkania swojej szefowej. Wtargnęli do niego i zaczęli szukać Ayi.
Siedziała na szerokim parapecie w swoim pokoju, przy zasłoniętym oknie. Była nieprzytomna, a z przedramienia lała się krew.
- Dzwońcie po pogotowie! - krzyknął Ritsu. - Kisa-san, pomóż mi zatamować krwawienie.
Karetka przyjechała szybko i zabrali Kotori do szpitala. Przyjaciele pojechali razem z nią.
Czekali na korytarzu, aż lekarz powie im, że Aya się ocknęła i mogą wejść. Stało się to po około dwóch godzinach. Ritsu i Shouta weszli do sali. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo na ich widok i zaniosła się płaczem. Onodera usiadł obok niej i mocno do siebie przytulił. Kisa usiadł z drugiej strony i głaskał przyjaciółkę po włosach. Po chwili również ją objął.
- Nie pozwolimy ci odejść. - szepnął.
Aya starła łzy z twarzy. Poczuła się przy nich bezpiecznie.
W drzwiach stanął Yokozawa. Dziewczyna obrzuciła go smutnym wzrokiem.
- Idź stąd.
- Aya, ja...
- Wynoś się stąd!
Shouta przytuli do siebie Ayę i razem z Onoderą rzucili Takafumiemu mordercze spojrzenia.
Mężczyzna wyszedł z pokoju i korytarzem ruszył w stronę wyjścia z budynku. Gdy znalazł się już na zewnątrz, zasłonił usta dłonią.
Yokozawa Takafumi po raz pierwszy od wielu miesięcy płakał.

by #Sora


czwartek, 22 maja 2014

Powiedz coś..!

"Zawsze mówimy
Jak jest naprawdę
A prawda
Jest taka, że naprawdę tęsknię"
Avril Lavigne "Wish You Were Here"
 
 
 Haruka wracała ze szkoły tą samą drogą, co zwykle. Z tymi samymi słuchawkami, co zwykle i z tą samą muzyką, co zwykle. 
Spojrzała za siebie. Dwóch chłopaków i dziewczyna szli równoległą uliczką.
Haruka westchnęła. Jeszcze kilka tygodni temu szłaby z nimi. Ale nie teraz. 
Poczuła ukłucie w sercu. 
To była jej decyzja. I dobrze o tym wiedziała.
***
- Haruka! Daj mi pożyczyć zeszyt z japońskiego, bo mi będzie sprawdzać, a muszę przepisać! - krzyknął Takahiro.
- A "proszę" to już nie łaska? - zapytała zrezygnowana dziewczyna, podając zeszyt przyjacielowi.
- Dzięki. Dupę mi ratujesz. 
- Jak zwykle...
Haruka wróciła do swojego lunchu. Ale tylko na chwilę, bo przybiegł do niej Kaoru - drugi najlepszy przyjaciel z dzieciństwa.
- Haru, dasz odpisać biologię? Wiesz, że babka mnie nie znosi, a nie zrobiłem notatki i zadania, a na bank będzie mnie pytać.
- Ech... Co ja z wami mam. 
Dziewczyna zaczęła grzebać w plecaku i wyjęła z niego zeszyt.
- Prosz.
- Dzięki. Wiszę ci czekoladę.
- Którą to już?
Chłopak tylko się zaśmiał i wrócił do swojej ławki.
Haruka dokończyła bento w spokoju i ledwo zdążyła schować pudełko, w drzwiach pojawiła się jej przyjaciółka Manami. Haru wstała i podeszła do niej. Cmoknęły się na przywitanie w policzki.
- Ohayo, Mana-chan
- Ohayo. Co tam? 
- Dwa pożyczone zeszyty. 
- Haha! Znowu się obijają?
- Ta. I jak zwykle ode mnie biorą notatki... Wyłysieję przy nich..
- Tylko nie to! Masz za długie włosy!
Rozmowę przerwał dziewczynom dzwonek. 
- To do zobaczenia po szkole, Haru!
- Pa.
***
Haruka skończyła sprzątać i wzięła swoje rzeczy. Nie znosiła mieć dyżuru przy sprzątaniu. 
Wyszła przed budynek i rozejrzała się za przyjaciółmi. Nigdzie ich nie było. Przeszła się przez plac w tą i z powrotem. Zrezygnowana wyciągnęła słuchawki i puściła muzykę.
***
Następnego dnia Haruka została obrzucona wątami o to, że nie poczekała na przyjaciół.
- Ha?! Przecież miałam dyżur! To WY nie czekaliście na mnie!
- Naprawdę? - Manami spojrzała na nią z powątpiewaniem. 
- Sprawdź sobie tablicę. 
Haruka zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia ze szkoły.
Zatrzymał ją głos przyjaciół.
- Haru, czekaj! - krzyczał za nią Kaoru.
- Nie wracamy razem? - zapytała Mana ze smutkiem.
Haruka spojrzała na nich ze złością.
- Nagle wam się zachciało?
- Sprawdziliśmy tablicę. Na serio miałaś dyżur. - powiedział Takahiro.
- Pierdolisz? Wiecie co? Gońcie się.
Wcisnęła słuchawki w uszy i ruszyła w swoją stronę.
***
Od tamtego dnia przyjaciele przestali wracać z Haruką. Takahiro i Kaoru nie zwracali na to uwagi. Uważali, że jeśli dziewczyna zechce, to znowu zacznie z nimi wracać. Manami miała inne zdanie. Chciała porozmawiać z przyjaciółką, ale ta skutecznie i konsekwentnie jej unikała. Jednak mimo to, Mana zauważyła, że wiecznie roześmiana i pogodna dziewczyna, którą była Haruka odeszła. Na jej miejscu pojawiła się smutna, zdołowana, chodząca z zaszklonymi oczami zjawa.
- Słuchajcie. - zaczęła Mana. - Musimy dzisiaj zmusić Harukę, aby szła z nami. Zrozumiano?
- Ale czemu? - spytał Kaoru. - Skoro nie chce, to dajmy jej spokój. Jeszcze się tylko wkurzy. 
 - Ty widziałeś, co się z nią dzieje? Cały czas chodzi smutna i nas unika. 
- Kaoru ma rację. - poparł przyjaciela Takahiro. - Dajmy jej spokój. Przejdzie jej. Zawsze jej przechodzi.
- Tylko teraz nie jest tak, jak zawsze! I to po niej widać. Haru jest zbyt dumna, aby przyjść. Dlatego to MY musimy się postarać!
Przyjaciele długo jeszcze wymieniali swoje racje i w końcu stanęło na tym, że zgarniają Haru i wracają razem.
Tak też zrobili.
Haruka się nie opierała. Po prostu szła za nimi nie włączając się w rozmowę. Co jakiś czas tylko coś potwierdzała lub zaprzeczała, jeśli Mana pytała się ją o zdanie. Jednak w pewnym momencie Manami, Takahiro i Kaoru zupełnie oddali się rozmowie między sobą. Haruka wyłapywała z niej pojedyncze słowa i zdania. Ale tylko jedno z rozmowy zapadło dziewczynie w pamięć. To były słowa Many:
- Wszystko się kiedyś kończy. Nasza przyjaźń też się skończy.
Te dwa zdania sprawiły, że coś w sercu Haruki pękło. Upewniła się, że nikt nie zwraca na nią uwagi i skorzystała z okazji. Skręciła w uliczkę, prowadzącą do jej domu.
Przyjaciele się nie zorientowali.
***
Zaniepokojona Manami po raz kolejny wybrała numer Haruki. Jednak przyjaciółka nie odbierała. W końcu Mana dała za wygraną i rzuciła się na łóżko. Jeszcze raz sprawdziła bez celu telefon. Zdała sobie sprawę, że dostała SMS-a. Od Haru.
Spotkajmy się przy huśtawkach. Tylko Ty i ja. Haru.
Manami natychmiast wybiegła w domu i popędziła na ustalone miejsce. Haru już na nią czekała. 
- Jestem! Co się stało?
- Chciałam porozmawiać.
- Tak? Super. Ja też! Co się z tobą dzieje? Unikasz nas, cały czas płaczesz. Co się dzieje?
Manami chciała przytulić przyjaciółkę, ale ta ją odepchnęła.
- Przestań. Bo będzie jeszcze trudniej.
- Trudniej? O czym ty mówisz?
- Powiedziałaś, że wszystko się kiedyś kończy. I że nasza przyjaźń również się skończy. 
- No tak. Gdy umrzemy, to się skończy. Ja nie myślałam o teraz!
Odpowiedziała jej cisza. Haru spuściła wzrok.
- Haruka... Proszę, wróć do nas.
- Nadal nie rozumiesz? To jest pożegnanie, Mana.
Manami zakryła usta dłońmi.
- Ale... Dlaczego?! - krzyknęła. - Co my ci zrobiliśmy?! Chodzi o tamten dzień?! O to, że dzisiaj tak chamsko cię olaliśmy?! Przepraszam! Dlaczego nie może być tak, jak dawniej?
Haruka milczała. W jej oczach zebrały się łzy.
- Haru... Dlaczego nie chcesz się już z nami przyjaźnić?
- To nie tak, że nie chcę.
- A jak?!
- Ja już nie potrafię się z wami przyjaźnić... Proszę, jeśli naprawdę uważałaś mnie za swoją przyjaciółkę, to spełnij moje ostatnie życzenie. Zaprzyjaźnijcie się na nowo. Ty, Takahiro i Kaoru. Zaprzyjaźnijcie się tak, jakbym nigdy nie istniała. Dobrze?
Po policzkach Haru spływały łzy, ale uśmiechała się.
- Nie... - Manami próbowała protestować.
Jednak przyjaciółka rzuciła jej jeszcze jeden ciepły uśmiech i odeszła.
***
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Manami przekazała chłopakom słowa Haruki i trójka przyjaciół odcięła się od dziewczyny.
Mana wysłała do przyjaciółki jeszcze ostatniego SMS-a:
Jeśli tylko zechcesz - wróć. Będziemy czekać i zawsze znajdziesz przy nas swoje miejsce.
Haru odczytała tą wiadomość po raz tysięczny i jej oczy po raz tysięczny się zaszkliły.
- Ale to była moje decyzja. - szepnęła do siebie.
Spojrzała jeszcze raz na znikające postacie.
- A więc to tak wygląda koniec?
Wcisnęła słuchawki w uszy i ruszyła w stronę swojego domu.
Z jej policzków co chwilę kapały łzy.


by #Sora

I znowu koszmarny dzień. 
Tym razem opowiadanie napisane pod wpływem ogromnego smutku...
No cóż.
Zdarza się...

Sora.

czwartek, 15 maja 2014

Już dawno się w Tobie zakochałam.

Dawno nie pisałam Q.Q
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. 

Enjoy! :D 

Rina kończyła właśnie wyrywać chwasty w ogrodzie, kiedy zaskoczył ją znajomy głos.
- Więc to tutaj się przeprowadziłaś?
Dziewczyna odwróciła się, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Noir! Co tutaj robisz?
- Przyjechałem odwiedzić przyjaciół.
Chłopak mocno przytulił dziewczynę do siebie.
- Hej! Mam brudne ręce, pobrudzisz się!
- Nie szkodzi.
Rina zaczęła się śmiać i objęła Noira.
- Cudownie cię znowu widzieć.
Chłopak wypuścił dziewczynę z uścisku.
- Idę umyć ręce i się przebrać, a ty się rozgość. - rzuciła, znikając za drzwiami domu.
Mężczyzna rozejrzał się po ogrodzie. Kwitło w nim wiele kwiatów. Tulipany, róże, lawenda, fiołki. On jednak przykucnął przy najskromniejszych.
- Wasurenagusa. - szepnął.
- Zasadziłam je dla ciebie. Abyś nigdy nie zapomniał.
Rina pojawiła się z powrotem w drzwiach.
- Nie zapomnę. - Noir stanął przy niej, spoglądając w błękitne oczy dziewczyny.
Trwali tak przez kilka minut. Żadne z nich nie chciało się ruszyć. Oboje pragnęli, aby ta cicha chwila i otaczające ich uczucie nigdy nie znikły.
Ciszę przerwał Noir.
- Chciałem cię o coś zapytać.
- Tak?
- Gdzie jest nasze miejsce? Widziałem je w twoim pocisku listowym, ale nie wiem jak do niego dojść. Pokażesz mi?
- Oczywiście! Chodź.
Dziewczyna chwyciła Noira za rękę i pociągnęła za sobą.
Szli bocznymi uliczkami miasta, z dala od tłumów Yuusari.
- Nasze miejsce to taras widokowy, na który nikt od lat nie przychodził. - zaczęła wyjaśniać Rina. - Pokazałeś mi go w moje trzynaste urodziny. Widać z niego całe Yuusari... Nawet gdy Gauche odszedł, bardzo często tam przychodziłam. Dalej tam przychodzę. I dalej pozostaje to naszą tajemnicą.
Noir uśmiechnął się. Dziewczyna nadal trzymała go za rękę i był pewien, że nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciał jednak, aby go puszczała. Dotyk jej ciepłej dłoni sprawiał mu przyjemność.
Po kilku minutach doszli do tarasu. Dopiero tam Rina uwolniła z uścisku jego dłoń.
- Oto nasze miejsce. - gestem otoczyła maleńki plac.
Usiadła na balustradzie tarasu i spojrzeniem zachęciła Noira aby do niej dołączył. Chłopak dosiadł się. Rina spoglądał na panoramę Yuusari, zaś Noir bacznie ją obserwował.
- Rina... - odezwał się w końcu.
- Tak? - dziewczyna zwróciła się w jego stronę.
Teraz to ona obserwowała każdy jego ruch. Jej mądre oczy śledziły oddech i nerwowe przekładanie dłoni.
- Stało się coś?
- Chciałbym się jeszcze o coś spytać.
- Słucham. O co chodzi?
Uśmiechała się. A to jeszcze bardziej peszyło Noira.
- Wiesz ja... Zastanawiałem się czy...
Chłopak sięgnął za pazuchę i wyjął małe, kwadratowe pudełeczko.
- Czy za mnie wyjdziesz...
Z twarzy Riny zniknął uśmiech. Zastąpiło go zdziwienie, a w oczach było widać strach. Spuściła wzrok.
- Noir...
- Ja wiem, że kochałaś i pewnie nadal kochasz Gauche'a. I na pewno jest ci trudno przyjąć to, że już nim nie jestem... Rozumiem, że się boisz. Na twoim miejscu też bym się bał... Ale proszę! Spróbuj mi zaufać... Kocham cię, Rina. I chcę, abyś była szczęśliwa. Dlatego przyjmę twoją odmowę bez sprzeciwu i nie będę naciskał... Ale proszę tylko o jedną szansę... Dałabyś radę pokochać mnie tak jak kiedyś Gauche'a?
Odpowiedziała mu cisza. Chłopak opuścił głowę. Jednak po chwili chłodna dłoń Riny dotknęła jego policzka i delikatnie, lecz stanowczo uniosła głowę, zmuszając byłego marudera do spojrzenia sobie w oczy. Ponownie pojawiła się w nich czułość, a twarz ozdobił delikatny uśmiech.
- Noir... Już dawno się w tobie zakochałam. Tak. Wyjdę za ciebie.
Chłopak włożył dziewczynie pierścionek na palec. Przytulili się powoli. Aby jak najdłużej móc zatrzymać tą piękną chwilę w swoich ramionach.
Rina przysunęła się bliżej Noira i jeszcze mocniej wtuliła się w jego tors. On owinął ją peleryną, aby chłód nocy nic jej nie zrobił. Czuł, że dziewczyna zasypia. Ucałował jej włosy i szepnął do ucha:
- Już nigdy cię nie puszczę.

by #Sora

Tłumacz:
Wasurenagusa - niezapominajka
Rina - zielony jaśmin
Noir - czarny (z francuskiego)