sobota, 4 kwietnia 2015

Twoje nowe imię.

Zabiją mnie.
Byłam tego pewna. W końcu wymordowali wszystkich, którzy byli w siedzibie. Mnie też zabiją.
I dobrze. W końcu przestanę cierpieć.
Wreszcie będę wolna.
Zamknęłam oczy, czekając aż mnie znajdą.
Bałam się.
Chciałam odejść bez bólu, a obserwując ich metody, dostrzegłam, że lubią zadawać ból. Nie chciałam tego. Wolałam, aby zabili mnie szybko.
- Ej, mała. - głos, który usłyszałam był łagodny.
Otworzyłam oczy. Kucał przede mną młody chłopak o rudych, średnio długich włosach i orzechowych oczach. Dosunęłam się bliżej ściany.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobimy. - zapewnił.
Wyciągnął w moją stronę rękę, ale nie odpowiedziałam na gest.
Zrezygnowany wstał i ściągnął swoją bluzę. Podał mi ją.
- Cała się trzęsiesz. Załóż, bo się rozchorujesz.
Powoli się ubrałam, nie spuszczając chłopaka z oczu.
Po chwili dołączyło do niego dwóch pozostałych. Byli wysocy.
- Kogo tam znalazłeś, Yata? - szczuplejszy z nich, czerwonowłosy, przyklęknął przy mnie i uśmiechnął się. - Nie bój się, ślicznotko. Chodź z nami. Zabierzemy cię w bezpieczne miejsce.
Wstałam, starając się nie zachwiać. Podążyłam za nimi, ale ciężko mi było iść. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa i ciągle się potykałam. W końcu czerwonowłosy kucnął i kazał mi wejść na swoje plecy. Chwilę się opierałam, ale nie miałam na to siły. Posłusznie spełniłam swego rodzaju rozkaz.
Zasnęłam, kołysana jego spokojnym chodem.
***
Pierwszą osobą, którą zobaczyłam po przebudzeniu był Yata.
Uśmiechnął się lekko i zwrócił w drugą stronę.
- Obudziła się.
Usiadłam. Znajdowaliśmy się w jakimś barze.
 Wiele spojrzeń było skierowanych w moją stronę, co mnie trochę wystraszyło. Mocniej ścisnęłam koc, którym byłam przykryta.
Ktoś położył rękę na moim ramieniu. To był chłopak, który mnie niósł.
- Przestańcie. - zwrócił się do siedzących w lokalu. - Nie widzicie, że się boi?
Mężczyźni posłuchali i wrócili do swoich zajęć.
- Nie bój się. Jesteś tu bezpieczna. - zapewnił czerwonowłosy i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. - Jesteś głodna?
Przytaknęłam.
- Kusanagiego-sana jeszcze nie ma, ale w kuchni powinno być coś, co da się odgrzać. - chłopak zamyślił się. - Pójdę sprawdzić. Yata, posiedź z nią.
Przeniosłam wzrok na drugiego chłopaka. Uśmiechał się i był zarumieniony. Rozbawił mnie trochę ten widok, więc też się uśmiechnęłam. Yata zdziwił się i wydawał się być nieco speszony moją reakcją.
- Rumienisz się, Yata. - powiedział trzeci chłopak, którego spotkałam w siedzibie yakuzy.
- W-wcale nie! - zaprzeczył gwałtownie rudowłosy.
Zaśmiałam się. Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale uśmiechnęli się.
- Jestem Rikio Kamamoto. - przedstawił się blondyn.
- Misaki Yata. - wciąż się rumienił. - A ty?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ja...
- Nie wiem... Nie pamiętam... - poczułam, że jestem bliska płaczu.
Będąc suką yakuzy nigdy się nie zastanawiałam nad imieniem, którego nie pamiętałam. Ale wtedy mnie to zabolało. Byłam nikim.
Kamamoto pogładził moje włosy.
- Nie przejmuj się, mała. Coś wymyślimy. - mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się.
Z kuchni wyszedł trzeci chłopak.
- Nie znalazłem nic, co można by podać na ciepło... Ale zrobiłem ci kanapkę, mam nadzieję, że na razie wystarczy.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Jestem Kousuke Fujishima. Ale możesz mi mówić po imieniu... A jak brzmi twoje, ślicznotko?
Spuściłam wzrok.
- Nie pamiętam.
- Wybacz.
- Nic nie szkodzi. - zapewniłam z uśmiechem, choć świadomość tego, że nie posiadam imienia wciąż mnie bolała.
Zaczęłam zajadać się kanapką, która smakowała lepiej niż cokolwiek, co do tej pory jadłam.
Po kilkunastu minutach do baru weszło trzech młodych mężczyzn.
- Tadaima! - zawołał radośnie jeden z nich. Natychmiast mnie zauważył. - Ooo.. Co to za słodka dziewczyna??
- Znaleźliśmy ją w ich kryjówce. - wyjaśnił Kousuke. - I postanowiliśmy zabrać ze sobą. Nie wie kim jest. Nie pamięta swojego imienia.
- Ach tak? - mruknął czerwonowłosy mężczyzna, który wszedł do baru.
- Mikoto, mógłbyś być milszy. Jestem Tatara Totsuka. - przedstawił mi się wesoły chłopak. - Ten w okularach to Izumo Kusanagi, a ten trzeci to Mikoto Suoh. Nasz król.
- Król?
- Słyszałaś kiedyś o kolorowych klanach? - zapytał Kusanagi.
Przytaknęłam.
- My należymy do Czerwonego Klanu zwanego Homrą. A Mikoto nam przewodzi.
- Rozumiem...
Spojrzałam na króla, który cały czas bacznie mnie obserwował. W końcu odezwał się do mnie.
- Podejdź tu, mała.
Posłusznie wstałam i zbliżyłam się do niego. Wyciągnął w moją stronę dłoń, wokół której tańczyły czerwone płomienie.
- Mikoto, ty chyba nie masz zamiaru... - Kusanagi nie skończył zdania.
Rozejrzałam się po zebranych i z lekkim wahaniem sięgnęłam, by chwycić dłoń Suoh.
Ogarnęły mnie płomienie i przyjemne ciepło. Czułam się wspaniale. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Po chwili zobaczyłam, że na moim lewym obojczyku pojawił się płomień. Znak Homry.
Spojrzałam na Mikoto. Uśmiechał się do mnie.
- Witam w Homrze, Akane.
- Akane?
- Nie podoba ci się twoje nowe imię?
Czułam, jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Jest piękne!
- Możesz też używać mojego nazwiska.
Mocno przytuliłam Mikoto.
- Dziękuję.
Poczułam, że on również mnie obejmuje.
- "Czerwony Płomień", co? - zaśmiał się Izumo.
- Słucham?
- Znaczenie twojego imienia... Chodź, pokażę ci twój pokój. Co prawda trzeba go będzie trochę przerobić, ale na razie powinno wystarczyć...
- Zaraz, chwila... Mogę tu zamieszkać?
- Oczywiście. Jesteś teraz członkiem Homry... Mieszka tu parę osób z klanu. To jest: Kamamoto, Kousuke, Eric, Mikoto, Totsuka, Yata i jeszcze kilku, których aktualnie nie ma. Chodź. Opowiem ci trochę o nas. Jesteś teraz jedną z nas.
- Jedną z was... - powtórzyłam te słowa.
Szczęście, które mnie ogarniało było niepojęte dla mnie samej.

~~~

Powoli otworzyłam oczy. Wciąż było ciemno, ale mimo to wstałam z łóżka.
Przeszłam cicho korytarzem i zeszłam po schodach do baru. Rozejrzałam się po nim, przypominając sobie, jak dwa lata temu przyprowadzili mnie tutaj Yata, Rikio i Kousuke.
Uświadomiłam sobie, że śniłam o tym momencie. Uśmiechnęłam się.
- Co tu robisz? - zaskoczył mnie znajomy głos. Izumo.
- Nic takiego, mamo.
Spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Nie przestaniesz, prawda?
- Nazywać cię mamą? Nie.
- Wracaj do łóżka.
- Właśnie dlatego tak cię nazywam. Strasznie mi matkujesz.
- Ktoś musi, smarkulo.
Zaśmiałam się cicho.
- Przypomniałam sobie swój pierwszy dzień tutaj. I jak dołączyłam do Homry.
Izumo objął mnie ramieniem.
- Też pamiętam ten dzień. Byłaś taka wystraszona... Cieszę się.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Cieszę się, że jesteś tu z nami... Chodź już spać.
- Dobrze...
Cicho wróciliśmy na górę i każdy wrócił do swojego pokoju.
Nakryłam się kołdrą.
- Dobranoc, kochani. - szepnęłam.
Nie pamiętam, kiedy zasnęłam...


Panie Boże...
Ehm, no cóż. 
Wielki COME BACK :D
Obiecuję, że zajmę się blogiem z powrotem.  
I tu takie tam opowiadanie z "K Project" na powitanie :3
 Sora.